czwartek, 31 maja 2012

Zaklęta dusza

         Obiecała sobie, że już nikt jej nie dotknie. Nie dopuści do tego. Zamknęła drzwi do pokoju na kluczyk i zawiesiła go sobie na szyi. Usiadła na  środku i objęła podkulone nogi. Wtedy uświadomiła sobie z przerażeniem, że nie jest sama. Zajęta budowaniem zapory, zapomniała, że wcześniej kogoś jeszcze do pokoju wpuściła. Siedział teraz w kącie i uśmiechał się delikatnie. Może miało ją to uspokoić, ale tylko bardziej ją zaniepokoiło. Odsunęła się jak najdalej od intruza. Wtuliła się w ścianę i z niepokojem go obserwowała. Cały czas siedział na swoim miejscu, żadnych gwałtownych ruchów. Zaczęła się powoli uspokajać. Tym wolniej, im częściej ktoś chwytał za klamkę. Po kilku dniach odważyła się ruszyć kawałek do przodu. Przesuwała się centymetr po centymetrze w stronę okna. Jej wzrok co chwilę wędrował do ledwie poruszającej się postaci w drugim końcu pomieszczenia. Nic. Żadnej reakcji. Po prostu tam był. Wyjrzała na zewnątrz. Wszystko wydawało się spokojne i normalne. Żadnych potworów, ale to zamiast ją uspokoić, przerażało. Przed jawnym niebezpieczeństwem można się łatwo bronić. Najgorsze było to, co ukryte. Uciekła do swojego kąta.      
               Następnego dnia znów podeszła do okna zafascynowana i przerażona za razem. Z tym samym uczuciem niepokoju wróciła na miejsce. Skuliła się w sobie i cieszyła swoim bezpieczeństwem. Właściwie przestała zwracać uwagę, na swojego towarzysza. Po prostu był i nic więcej. Nie wydawał się już groźny, przynajmniej nie do kolejnego dnia. Przestraszył ją ogromnie, gdy odezwał się po jej powrocie z pielgrzymki do okna.
- Pięknie, prawda?

               Pytanie. Dlaczego je zadał? Czemu się odezwał? Co chciał tym osiągnąć? Co knuł? Jedno zdanie, a wywołało lawinę niespokojnych myśli i przerażenie. Była pewna, że zaraz na nią ruszy, że naprze na nią swoim dotykiem. Ale nic się nie działo. Nawet na nią nie spojrzał. Oddech powoli wracał do normy. Napięcie zelżało. Wróciła tylko podejrzliwość. Po kilku dniach, gdy nie odezwał się ponownie, zaczął powracać spokój. Wraz z nim pojawiło się coś jeszcze. Najpierw malutkie. Potem rosło ociężale, ale nieubłaganie. Po tygodniu nie wytrzymała.
- Niebezpiecznie. - Jej głos był zachrypnięty od długiego nieużywania, ale działał.
Podniósł głowę i uśmiechnął się samymi kącikami ust. Nie odpowiedział. Popatrzyła na niego dziwnie. Przyglądała się, jak przewraca powoli kartki, ale nie odezwała się więcej.
             Kolejny dzień był przepełniony deszczem. Zachwycały ją krople przesuwające się po szybie. Długo stała przy oknie, próbując dojrzeć świat przez którąś z nich.
- Fascynujące, jak bardzo taka mała kropelka może wypaczyć obraz świata.

          Zamarła. Na skórze pojawiła się gęsia skórka, oddech przyśpieszył w oczekiwaniu najgorszego, ale nic więcej nie nadeszło. W powietrzu unosiło się tylko to jedno zdanie. Bardzo powoli obróciła głowę w jego stronę. Znów był zajęty książką. Wróciła do swojego kąta i zaczęła się zastanawiać, czy nie zmyśliła sobie tego zdania. Czy tak bardzo chciała usłyszeć jego głos, że była do tego zdolna?
- Nie rozumiem.
          Jego dłonie zadrżały delikatnie i zatrzymały się wpół gestu przewracania kartki. Zawahanie trwało sekundę. Potem powróciły spokojne i powolne ruchy. Już myślała, że się nie odezwie, gdy jego usta się otworzyły.
- Rozumiesz.
           Miał rację. Jej usta się wykrzywiły. Kąciki uniosły się delikatnie w górę. Dopiero po chwili dotarło do niej, że się uśmiechnęła. Była w szoku. Nawet nie zauważyła jego spojrzenia muskającego delikatne, dziewczęce wargi. Wtuliła głowę w kolana i zagłębiła się w swoje rozmyślania.
Następnego dnia milczeli aż do wieczora, gdy zapytała go o książkę. Odpowiadał krótko, ale wiedziała, że chce rozmawiać. Po prostu pozwalał jej decydować. W końcu podczas pielgrzymek do okna, zaczęła mijać je i posuwać się bliżej w jego stronę. Była ostrożna i zawsze gotowa uciec, ale on zdawał się w ogóle na to nie reagować. Wmawiała sobie, że po prostu coraz bardziej ciekawi ją jego książka i chce się jej przyjrzeć.
          Dni mijały, ciągle zmniejszając odległość. Nie wiadomo kiedy usiadła obok niego. Czytali razem i rozmawiali. Przestała podchodzić do okna, tylko coraz częściej rzucała w tamtą stronę tęskne spojrzenia.
- Może podejdziemy tam razem? - zaproponował.
- Nie, nie. Co tam mówiłeś o tym fragmencie?
         Razem. Nie lubiła tego słowa. Było niebezpieczne, chociaż nie do końca pamiętała dlaczego.
Nie nalegał, ale od tamtej pory powtarzał to pytanie codziennie. Lubiła ten upór. W ogóle lubiła go coraz bardziej, więc się zgodziła. Stało się to ich zwyczajem. Zupełnie jak poranne „Dzień dobry” i rozmowy do późnego wieczora. Dotykał ją, a ona mu pozwalała. Trochę się jeszcze bała, ale z każdym dniem coraz mniej, bo nie robił jej krzywdy. Był dobry. Był jej.
Dużo spacerowała po pokoju, śmiała się nawet czasem do łez. Było jej dobrze, bezpiecznie. On był jej bezpieczeństwem. Dawno przestała zwracać uwagę na drgnięcia klamki i walenie do drzwi. Była szczęśliwa. Coraz częściej do jej myśli wkradał się świat z zewnątrz. Już nie wydawał się straszny. Pociągał za to coraz bardziej. Tym bardziej, im głębiej dotykał ją on.
           To ona zaproponowała wyjście. Była już noc i mieli iść spać, gdy w przypływie impulsu chwyciła w jedną rękę kluczyk wiszący na szyi, a w drugą jego dłoń. Nie oponował. Serce waliło jej jak młot. Wsunęła zardzewiały kawałek metalu w równie zardzewiałą dziurkę. Usłyszała zgrzyt i klik. Stała przez chwilę, próbując złapać oddech. Ścisnęła jego dłoń tak mocno, że musiało zaboleć. Przysunął się tylko bliżej niej. Uspokoiła się trochę. Był obok. Nic jej nie będzie. On ją obroni.
          Nacisnęła klamkę i lekko pchnęła. Było zupełnie jak za oknem. Soczyste kolory, natłok doznań, upajające zapachy otulały jej ciało. Czuła nawet ich smak na języku. Chciwie wchłaniała wszystko w siebie, robiąc krok do przodu. Ciągle trzymając kurczowo jego dłoń, szukała powrotnej drogi do świata, który z własnej woli opuściła. Kiedyś ją przerażał, teraz fascynował. Była taka szczęśliwa. Oczy wypełniły się łzami. Otarła je dłońmi i odwróciła się. Chciała podzielić się z nim doznaniami.
Pustka. Nie ma go. W panice obróciła się wkoło. Krzyczała, ale nikt jej nie słyszał. Łzy dalej płynęły po policzkach, ale tym razem nie niosły ze sobą radości. Biegiem ruszyła do swoich drzwi, potknęła się i rozdarła sukienkę na jakiejś gałązce. Tak źle, tak strasznie. Sama. Znów sama. Zraniona, opuszczona. Drzwi - białe, stonowane, bezpieczne. Wszystko starało się ją zatrzymać. Rośliny sprzysięgły się przeciw niej. Szepty. Rozglądała się wokół, żeby zlokalizować miejsce, z którego dobiegają. Coraz głośniejsze. Szarpnęła klamkę, ale jej ukochane drzwi też ją zdradziły. Nie chciały jej wpuścić. Osunęła się na ziemię. Całym ciałem wstrząsały dreszcze.
Nagle ustąpiły. Odsunęła dłonie od twarzy. Już nie płakała. Oczy pałały szaleństwem. Wstała. Powoli, ale zdecydowanie wróciła na miejsce, w którym czuła Jego dłoń po raz ostatni. Rozejrzała się dokładnie. Ślady. Strzęp Jego koszuli. Ruszyła w tą stronę ignorując szepty. Tylko by rozpraszały, a Ona musiała go znaleźć. Od czasu do czasu coś próbowało ją zatrzymać, ale nie pozwoliła na to. Jak opętana brnęła dalej.
Brązowe drzwi. Nie zamknięte. Bez rdzy. Otworzyła je powoli. Stał tam. A obok niego inna. Ładna. Uśmiechali się do siebie. Nie widzieli niczego poza sobą. Weszła, ale była dla nich jak duch – zupełnie przezroczysta. Stanęła za nią i pchnęła. Raz, ale głęboko. Wystarczyło. Ujrzała strach i rozpacz w Jego oczach. Nie mogła tego znieść. Pchnęła. Raz, dwa, trzy... Dziesięć, piętnaście... A z krwią mieszały się łzy.

3 komentarze:

  1. Fajne, ale skądś to znam...
    Czy ja tego nie widziałam już kiedyś? (JTH)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chodziło mi o żądzę...

      Usuń
    2. Prawdopodobnie Cię nim uraczyłam zaraz po napisaniu kilka ładnych lat wstecz ;) Rodzinkę nim męczyłam, więc możliwe, że Ciebie też.

      Usuń