niedziela, 22 maja 2016

Przyjście

                Filmy kłamią. Wmawiają nam, że najstraszniejsze wydarzenia mają miejsce w środku nocy, w piwnicach, na strychach lub w głębokim lesie. Mój horror zaskoczył nas przed południem w słoneczny, sierpniowy dzień w pociągu. Za oknem żniwa w pełni. Czerwone kombajny niestrudzenie pochłaniały kłosy i wypluwały zboże na czarne przyczepy. Wyglądało to tak sielsko w ramach z ciemnej zieleni krzewów i drzew znaczących granice pól. Bardzo przypominało mi widok z dziecięcych lat, aż mimowolnie się uśmiechnęłam.
  • Co się tak szczerzysz? Dawaj nogę, a nie.
               Jeszcze zanim zdążyłam się odwrócić, poczułam dłoń na kolanie. Zaraz potem chłodna końcówka wkładu do długopisu zaczęła sunąć po skórze niewiele wyżej. Pojawił się pokraczny ludek w długiej szacie otoczony okręgiem.
  • Ej! Ale zaczynałam „hunterem”, a nie „priestem” - zaoponowałam ze śmiechem.
  • Grasz kapłanką i to się liczy, nie marudź.
               Dopiero teraz zauważyłam, że każda z pozostałych osób w przedziale ma podobny obrazek. Nie miałam żadnych problemów z ich rozszyfrowaniem. Rogue, szaman, druid, mag, worrior, paladyn i Death Knight - wszystkie inspirowane grą internetową, w którą razem gramy i przez którą się poznaliśmy.
  • Dawajcie, zrobimy zdjęcie i się wrzuci na facebooka.
              Próby ułożenia nóg w ten sposób, żeby wyszła ładna fotka wywołały tylko mnóstwo śmiechu, ale nie dawały w żadnym stopniu zadowalających rezultatów, więc Kali zrobiła osiem zdjęć swoim aparatem i miała później połączyć je w kolaż. Miał dołączyć do małego fotoreportażu dla osób, które z różnych powodów nie mogły z nami wyjechać. Patrzyłam po kolei na rozbawione twarze wokół mnie i nie wierzyłam, że możemy tworzyć tak zgraną grupę. Z większością obecnych tydzień temu spotkałam się po raz pierwszy, a są mi bardziej bliscy niż nie jedna osoba znana od lat. Wiedziałam, że nie tylko mi towarzyszyły takie odczucia. Wystarczyło popatrzeć na Kali i Matiego. Poznali się w grze i od razu wszyscy zauważyli iskrzenie. Na szczęście oboje mieszkali we Wrocławiu, więc szybko zaczęli się spotykać i teraz stanowili piękną parę - delikatna, drobna blondynka i brunet w okularach z ciemną karnacją.
                Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk siostry. Dora dzielnie walczyła z siedzącymi obok niej Olegiem i Młodym. Niestety byli silniejsi i już prawie udało im się ściągnąć jej buty. Zamierzali sprawdzić, czy rzeczywiście ma łaskotki na stopach. Pomyśleć, że przez internet obaj zawsze wydawali się cichymi i spokojnymi introwertykami. A podobno gry komputerowe izolują. Osoby, które tak twierdzą, powinny teraz zajrzeć do naszego przedziału, a jeszcze lepiej spędzić razem z nami ubiegły tydzień na mazurach. Spojrzałam z wdzięcznością na brata, bo nie byłoby mnie tu, gdyby nie namówił mnie na wspólne granie..
               W tej właśnie chwili pomiędzy nami przeleciał but mojej siostry i utknął na górnej półce na bagaże. Muszę przyznać, że Dora miała kopa. Łaskotanie zaczęło się na dobre. Do zabawy przyłączył się Mati, znęcając się nad swoją lubą. Uznałam, że to najlepszy moment na wyjście do toalety, zanim wpadną na pomysł włączenia w zabawę także i mnie. Dołączył do mnie Arek, który do tej chwili robił poprawki w obrazku maga na swoim udzie. Jego najlepszy przyjaciel – Dawid – popatrzył na nas oboje z dziwnym uśmiechem.
                Zostawiliśmy całą zgrają w momencie, gdy moja siostra stawała w rozkroku na siedzeniu, które zajmował Dawid, żeby ściągnąć buta. Jego zaskoczona mina była bezcenna. Zasunęliśmy drzwi przedziału i ruszyliśmy przez pusty korytarz na koniec wagonu.
  • Na serio chcesz do toalety, czy uciekasz przed łaskotkami?
  • Ha ha ha, jedno i drugie w sumie.
  • Kaśka? - złapał mnie za rękę.
Odwróciłam się do niego. Znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Miał lekko szklisty wzrok od wypitego alkoholu. Nawet nie wiem kiedy, ale nasze usta się spotkały. Czułam jakbym wędrowała cały dzień przez pustynię, a on był moją oazą. Byłam tak spragniona, że chciałam tylko więcej. W uszach zaczęło mi szumieć, gdy popchnął mnie lekko na drzwi pustego przedziału i przycisnął do nich swoim ciałem. A potem niespodziewanie przerwał pocałunek. Podążyłam za jego spojrzeniem otumaniona przyjemnością. W stronę mojej głowy leciała włócznia. Na szczęście Arek zareagował błyskawicznie. Pociągnął mnie za sobą na zewnętrzną ścianę wagonu, wyciągając rękę w stronę lecącej broni i wtedy stało się coś jeszcze bardziej niesamowitego – z jego palców wystrzelił ognisty pocisk. Spotkał się z włócznią jakieś półtora metra od nas i zamienił ją w popiół w ciągu sekundy. Staliśmy tam totalnie w szoku, ciągle przytuleni. Nie mogliśmy oderwać wzroku od kupki popiołu, aż usłyszeliśmy przerażający skrzek.
Na samym końcu wagonu stało coś wielkiego, humanoidalnego i porośniętego czarną sierścią. Miało nienaturalnie długie łapy zakończone ogromnymi szponami, ale najbardziej przerażający był pysk z czerwonymi ślepiami i paszczą jak u zmutowanej modliszki. Potwór ruszył w naszą stroną, z drugiej strony usłyszałam kolejny ryk. Druga bestia miała coś dziwnego i błyszczącego na szponach. Różniły się chyba tylko przepaskami na biodrze, ale nie zdążyłam się przyjrzeć, bo widok zasłoniła mi głowa Olega.
  • Ej, co wy wyprawiacie? - zanim zdążyłam mrugnąć została oderwana od reszty ciała. W zwolnionym tempie widziałam jak leci w górę, zostawiając za sobą smugę krwi, a potem odbija się od szyby i opada na podłogę.
  • Nie!!! - tym razem to ja wyciągnęłam rękę, niestety bez żadnego efektu. Stwór wykrzywił wypełnioną ostrymi zębiskami paszczę i ignorując mnie całkowicie, wkroczył do przedziału.
          Stałam jak wryta, nie mogłam nawet drgnąć, a przecież powinnam coś zrobić. Arek na szczęście zachował zimną krew, wepchnął mnie do pustego przedziału tuż zanim pierwsza bestia go dopadła.
Szpony zacisnęły się na jego szyi i podniosły pod sufit. Dłonie chłopaka złapały za łapę. Stwór zawył i puścił. W tym czasie zauważyłam leżący na podłodze metalowy długopis. Niewiele myśląc, chwyciłam go w dłonie i z krzykiem rzuciłam się na potwora. Moja zaimprowizowana broń zaczęła lśnić tak mocno, że musiałam zamknąć oczy i na ślepo wymierzyć cios. Nie poczułam nic dopóki moja ręka nie uderzyła o mięsiste, owłosione ciało. Byłam wściekła, cofnęłam dłoń i zamachnęłam się ponownie, a potem jeszcze raz, potem kolejny i kolejny, aż coś złapało mnie za nadgarstek. Zaczęłam się wyrywać.
  • Kaśka! To ja! Przestań!
Otworzyłam oczy. Okazało się, że mierzę zaimprowizowanym narzędziem prosto w ramię Arka. Rozejrzałam się, ale potwora nie było. Długopis znów stał się tylko długopisem.
  • Co ... - moje pytanie przerwał krzyk z naszego przedziału.
               Ruszyliśmy w tamtą stronę i wtedy cały świat zatrząsł się w posadach, a potem zaczął się obracać. Złapałam się mocno Arka. Usłyszałam brzęk tłuczonej szyby, jakieś trzaski. Wszystko wirowało, miałam wrażenie jakby ktoś obijał mnie bejsbolowym kijem. Czułam, że jak zaraz się nie zatrzymamy, to zwymiotuje, a potem poczułam najmocniejszy cios prosto w prawy bark i wszystko znieruchomiało. Nie mogłam nawet ruszyć głową. Z bólu leciały mi łzy. Całe ręce miałam w krwawiących rankach, ale najmocniej odczuwałam ból w prawym barku. Próbowałam na niego spojrzeć, ale kręgi szyjne odmówiły posłuszeństwa.
  • Kasia, żyjesz? - słaby głos dobiegał gdzieś z prawej.
  • Tak... A Ty?
  • Chyba, ale nie wiem, czy powinienem się ruszać. Chyba mam złamaną nogę.
  • Ja nie mogę ruszać szyją i mam coś z barkiem... Au...
  • Nie ruszaj się, zaraz się do ciebie dostanę.
  • Ok.
              Bark bolał coraz mocniej. Zaczęłam delikatnie go badać lewą ręką, żeby wyczuć, czy wszystko ok. Zamknęłam oczy i skupiłam się na bodźcach odbieranych przez palce. Miałam wrażenie, że moja dłoń jest coraz cieplejsza. Dziwne odczucie, ale przynosiło coraz większą ulgę, więc nie przestawałam, a nawet masowałam coraz energiczniej. Starałam się wymacać, czy kości są całe, czy gdzieś nie boli bardziej, czy nie mam ran. Ból stamtąd znikał, za to tym mocniej odczuwałam go z tyłu głowy i w szyi. Niewiele myśląc skierowałam tam obie dłonie. Powtórzyły się odczucia z ramienia. Gdy po kilku minutach pojawiła się nade mną głowa Arka czułam się poobijana, ale ani bark ani szyja już mi nie dokuczały.
  • Miałaś się nie ruszać. - Przytrzymał mnie ręką, gdy chciałam się podnieść. - Mówiłaś, że szyja cię boli. Może masz coś z kręgosłupem.
  • Alarm odwołany, już mnie nie boli. Bark też nie - powiedziałam z uśmiechem.
  • Nic ci nie jest?
  • No czuje się jakby po mnie przebiegło stado słoni, ale chyba to tylko siniaków trochę będzie. A jak noga? - odepchnęłam go lekko i usiadłam.
  • Boli i nie mogę na niej stanąć.
  • Gdzie?
  • Trochę powyżej kolana.
  • Pokaż.
  • Po co?
  • Chcę coś sprawdzić.
              Usiadł oparty o ścianę i przysunął rękami do mnie swoją prawą nogę. Klęknęłam na wysokości jego kolan. Spojrzałam na swoje ręce, a potem przyłożyłam do rannego miejsca. Syknął i napiął mięśnie z bólu, więc zmniejszyłam nacisk. Znów zamknęłam oczy i skupiłam się na szkielecie i na tym, co powinno być pod moimi rękami. Miałam wrażenie, że widzę na powiekach odbicie wnętrza nogi .
  • Masz ciepłe ręce. Pomaga.
Skupiłam się jeszcze mocniej i po chwili poczułam, że jest ok.
  • Jak teraz?
  • Hmmmm... - Ostrożnie spróbował unieść nogę i ją zgiąć. Z uśmiechem zadowolenia zauważyłam, że wykonuje ruchy coraz odważniej. - Niesamowite.
Wstał z całkowicie zaskoczoną miną.
  • To musiał widocznie być tylko skurcz. Trzeba zobaczyć co z resztą.
                 Przed oczami stanął mi obraz odrywanej głowy Olega, zerwałam się na nogi i pobiegłam odwróconym do góry nogami korytarzem poganiana obawą o rodzeństwo. Szyby prawie wszędzie były powybijane. Z naszego przedziału wystawała czyjaś noga i torba. Dopadłam do drzwi, ale nie mogłam ich otworzyć, coś je przyblokowało. Arek odsunął mnie i mocno szarpnął – ani drgnęło. Pochyliłam się, żeby spojrzeć do wnętrza, ogarnęło mnie przerażenie. Torby pospadały z półek i leżały teraz przemieszane z ludzkimi ciałami. Wszystko było pokryte krwią. Na pierwszy rzut oka ciężko było określić, czy ktoś żyje. W kącie dostrzegłam brata przytulonego do swojej dziewczyny. Ani jedno ani drugie się nie ruszało.
  • Mati! Nic ci nie jest?! Mati, odezwij się!
Nic, żadnej reakcji.
  • Spróbuj przesunąć to, co blokuje drzwi.
                Popchnęłam ze złością odpowiednią torbę. Cofnęłam ręce, Arek szarpnął kolejny raz i przejście stanęło otworem. Przy okazji walnął drzwiami w wystającą nogę i usłyszeliśmy jęk bólu. Wypełniła mnie niezmierna ulga, bo to oznaczało, że jednak ktoś żyje.
Arek złapał kolejną torbę na naszej drodze i wyrzucił ją na korytarz. Pod nią sapnął Dawid. Miałam ochotę go uściskać i ucałować za samo to, że mruga oczami, ale przeskoczyłam nad nim i, omijając ciała Młodego i Olega, doskoczyłam do brata. Gdy go tylko dotknęłam, wiedziałam, że żyje, ulga była niesamowita. Musnęłam skórę Kali i poczułam jak grunt usuwa mi się spod nóg. Była dla mnie jak druga siostra, zabolało jakby mi rozrywało serce.
  • Mati? Mati odezwij się – prosiłam z płaczem, ale bez reakcji.
Położyłam dłonie na twarzy brata. Był tylko poobijany i widocznie w szoku.
  • Mati, spójrz na mnie, proszę – nie przestawałam do niego mówić. Uniosłam jego twarz w moją stronę, zobaczyłam spływającą po policzku łzę.
  • Asia... - głos był przepełniony żalem i goryczą, ale mówił. Zostawiłam go na chwilę i zaczęłam rozglądać się zamglonym przez łzy wzrokiem za siostrą. Ruda plama przy oknie, ze szkłem we włosach.
  • Dora! Doruś! - to była już histeria, nie panowałam nad tym, nie mogłam
stracić mojej małej siostrzyczki - nie przeżyłabym tego. Ściągnęłam z niej bagaże i jakieś szmaty przesiąknięte krwią. Zamarłam. Przede mną leżała paćka mięsa i wnętrzności. Smród był obrzydliwy. Dotknęłam drżącą ręką jej czerwonej dłoni i wyczułam, że jeszcze żyje. Nie wiedziałam jak to możliwe, ale nie zamierzałam się nad tym zastanawiać. Spróbowałam zrobić to, co zrobiłam dla siebie i Arka. Zaczęłam tam, gdzie zagrożenie było największe. Naprawiałam wszystko krok po kroku, skupiając się na tym, co podpowiadał mi jej organizm, że było niezbędne. Nie zauważyłam, że sama tracę siły, aż było za późno. Ostatnie, co pamiętam, to jej oddech. Brzmiał mocno i stabilnie.
Umarłam.

                                                                                                                                     CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz