Filmy kłamią. Wmawiają nam, że
najstraszniejsze wydarzenia mają miejsce w środku nocy, w
piwnicach, na strychach lub w głębokim lesie. Mój horror zaskoczył
nas przed południem w słoneczny, sierpniowy dzień w pociągu. Za
oknem żniwa w pełni. Czerwone kombajny niestrudzenie pochłaniały
kłosy i wypluwały zboże na czarne przyczepy. Wyglądało to tak
sielsko w ramach z ciemnej zieleni krzewów i drzew znaczących
granice pól. Bardzo przypominało mi widok z dziecięcych lat, aż
mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Co się tak szczerzysz? Dawaj nogę, a nie.
Jeszcze zanim zdążyłam się
odwrócić, poczułam dłoń na kolanie. Zaraz potem chłodna
końcówka wkładu do długopisu zaczęła sunąć po skórze
niewiele wyżej. Pojawił się pokraczny ludek w długiej szacie
otoczony okręgiem.
- Ej! Ale zaczynałam „hunterem”, a nie „priestem” - zaoponowałam ze śmiechem.
- Grasz kapłanką i to się liczy, nie marudź.
Dopiero teraz zauważyłam, że każda
z pozostałych osób w przedziale ma podobny obrazek. Nie miałam
żadnych problemów z ich rozszyfrowaniem. Rogue, szaman, druid, mag,
worrior, paladyn i Death Knight - wszystkie inspirowane grą
internetową, w którą razem gramy i przez którą się poznaliśmy.
- Dawajcie, zrobimy zdjęcie i się wrzuci na facebooka.
Próby ułożenia nóg w ten sposób,
żeby wyszła ładna fotka wywołały tylko mnóstwo śmiechu, ale
nie dawały w żadnym stopniu zadowalających rezultatów, więc Kali
zrobiła osiem zdjęć swoim aparatem i miała później połączyć
je w kolaż. Miał dołączyć do małego fotoreportażu dla osób,
które z różnych powodów nie mogły z nami wyjechać. Patrzyłam
po kolei na rozbawione twarze wokół mnie i nie wierzyłam, że
możemy tworzyć tak zgraną grupę. Z większością obecnych
tydzień temu spotkałam się po raz pierwszy, a są mi bardziej
bliscy niż nie jedna osoba znana od lat. Wiedziałam, że nie tylko
mi towarzyszyły takie odczucia. Wystarczyło popatrzeć na Kali i
Matiego. Poznali się w grze i od razu wszyscy zauważyli iskrzenie.
Na szczęście oboje mieszkali we Wrocławiu, więc szybko zaczęli
się spotykać i teraz stanowili piękną parę - delikatna, drobna
blondynka i brunet w okularach z ciemną karnacją.
Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk
siostry. Dora dzielnie walczyła z siedzącymi obok niej Olegiem i
Młodym. Niestety byli silniejsi i już prawie udało im się
ściągnąć jej buty. Zamierzali sprawdzić, czy rzeczywiście ma
łaskotki na stopach. Pomyśleć, że przez internet obaj zawsze
wydawali się cichymi i spokojnymi introwertykami. A podobno gry
komputerowe izolują. Osoby, które tak twierdzą, powinny teraz
zajrzeć do naszego przedziału, a jeszcze lepiej spędzić razem z
nami ubiegły tydzień na mazurach. Spojrzałam z wdzięcznością na
brata, bo nie byłoby mnie tu, gdyby nie namówił mnie na wspólne
granie..
W tej właśnie chwili pomiędzy nami
przeleciał but mojej siostry i utknął na górnej półce na
bagaże. Muszę przyznać, że Dora miała kopa. Łaskotanie zaczęło
się na dobre. Do zabawy przyłączył się Mati, znęcając się nad
swoją lubą. Uznałam, że to najlepszy moment na wyjście do
toalety, zanim wpadną na pomysł włączenia w zabawę także i
mnie. Dołączył do mnie Arek, który do tej chwili robił poprawki
w obrazku maga na swoim udzie. Jego najlepszy przyjaciel – Dawid –
popatrzył na nas oboje z dziwnym uśmiechem.
Zostawiliśmy całą zgrają w
momencie, gdy moja siostra stawała w rozkroku na siedzeniu, które
zajmował Dawid, żeby ściągnąć buta. Jego zaskoczona mina była
bezcenna. Zasunęliśmy drzwi przedziału i ruszyliśmy przez pusty
korytarz na koniec wagonu.
- Na serio chcesz do toalety, czy uciekasz przed łaskotkami?
- Ha ha ha, jedno i drugie w sumie.
- Kaśka? - złapał mnie za rękę.
Odwróciłam się do niego. Znaleźliśmy
się bardzo blisko siebie. Miał lekko szklisty wzrok od wypitego
alkoholu. Nawet nie wiem kiedy, ale nasze usta się spotkały. Czułam
jakbym wędrowała cały dzień przez pustynię, a on był moją
oazą. Byłam tak spragniona, że chciałam tylko więcej. W uszach
zaczęło mi szumieć, gdy popchnął mnie lekko na drzwi pustego
przedziału i przycisnął do nich swoim ciałem. A potem
niespodziewanie przerwał pocałunek. Podążyłam za jego
spojrzeniem otumaniona przyjemnością. W stronę mojej głowy
leciała włócznia. Na szczęście Arek zareagował błyskawicznie.
Pociągnął mnie za sobą na zewnętrzną ścianę wagonu,
wyciągając rękę w stronę lecącej broni i wtedy stało się coś
jeszcze bardziej niesamowitego – z jego palców wystrzelił ognisty
pocisk. Spotkał się z włócznią jakieś półtora metra od nas i
zamienił ją w popiół w ciągu sekundy. Staliśmy tam totalnie w
szoku, ciągle przytuleni. Nie mogliśmy oderwać wzroku od kupki
popiołu, aż usłyszeliśmy przerażający skrzek.
Na samym końcu
wagonu stało coś wielkiego, humanoidalnego i porośniętego czarną
sierścią. Miało nienaturalnie długie łapy zakończone ogromnymi
szponami, ale najbardziej przerażający był pysk z czerwonymi
ślepiami i paszczą jak u zmutowanej modliszki. Potwór ruszył w
naszą stroną, z drugiej strony usłyszałam kolejny ryk. Druga
bestia miała coś dziwnego i błyszczącego na szponach. Różniły
się chyba tylko przepaskami na biodrze, ale nie zdążyłam się
przyjrzeć, bo widok zasłoniła mi głowa Olega.
- Ej, co wy wyprawiacie? - zanim zdążyłam mrugnąć została oderwana od reszty ciała. W zwolnionym tempie widziałam jak leci w górę, zostawiając za sobą smugę krwi, a potem odbija się od szyby i opada na podłogę.
- Nie!!! - tym razem to ja wyciągnęłam rękę, niestety bez żadnego efektu. Stwór wykrzywił wypełnioną ostrymi zębiskami paszczę i ignorując mnie całkowicie, wkroczył do przedziału.
Stałam jak wryta, nie mogłam nawet
drgnąć, a przecież powinnam coś zrobić. Arek na szczęście
zachował zimną krew, wepchnął mnie do pustego przedziału tuż
zanim pierwsza bestia go dopadła.
Szpony zacisnęły się na jego szyi i
podniosły pod sufit. Dłonie chłopaka złapały za łapę. Stwór
zawył i puścił. W tym czasie zauważyłam leżący na podłodze
metalowy długopis. Niewiele myśląc, chwyciłam go w dłonie i z
krzykiem rzuciłam się na potwora. Moja zaimprowizowana broń
zaczęła lśnić tak mocno, że musiałam zamknąć oczy i na ślepo
wymierzyć cios. Nie poczułam nic dopóki moja ręka nie uderzyła o
mięsiste, owłosione ciało. Byłam wściekła, cofnęłam dłoń i
zamachnęłam się ponownie, a potem jeszcze raz, potem kolejny i
kolejny, aż coś złapało mnie za nadgarstek. Zaczęłam się
wyrywać.
- Kaśka! To ja! Przestań!
Otworzyłam oczy. Okazało się, że
mierzę zaimprowizowanym narzędziem prosto w ramię Arka.
Rozejrzałam się, ale potwora nie było. Długopis znów stał się
tylko długopisem.
- Co ... - moje pytanie przerwał krzyk z naszego przedziału.
Ruszyliśmy w tamtą stronę i wtedy
cały świat zatrząsł się w posadach, a potem zaczął się
obracać. Złapałam się mocno Arka. Usłyszałam brzęk tłuczonej
szyby, jakieś trzaski. Wszystko wirowało, miałam wrażenie jakby
ktoś obijał mnie bejsbolowym kijem. Czułam, że jak zaraz się nie
zatrzymamy, to zwymiotuje, a potem poczułam najmocniejszy cios
prosto w prawy bark i wszystko znieruchomiało. Nie mogłam nawet
ruszyć głową. Z bólu leciały mi łzy. Całe ręce miałam w
krwawiących rankach, ale najmocniej odczuwałam ból w prawym barku.
Próbowałam na niego spojrzeć, ale kręgi szyjne odmówiły
posłuszeństwa.
- Kasia, żyjesz? - słaby głos dobiegał gdzieś z prawej.
- Tak... A Ty?
- Chyba, ale nie wiem, czy powinienem się ruszać. Chyba mam złamaną nogę.
- Ja nie mogę ruszać szyją i mam coś z barkiem... Au...
- Nie ruszaj się, zaraz się do ciebie dostanę.
- Ok.
Bark bolał coraz mocniej. Zaczęłam
delikatnie go badać lewą ręką, żeby wyczuć, czy wszystko ok.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na bodźcach odbieranych przez
palce. Miałam wrażenie, że moja dłoń jest coraz cieplejsza.
Dziwne odczucie, ale przynosiło coraz większą ulgę, więc nie
przestawałam, a nawet masowałam coraz energiczniej. Starałam się
wymacać, czy kości są całe, czy gdzieś nie boli bardziej, czy
nie mam ran. Ból stamtąd znikał, za to tym mocniej odczuwałam go
z tyłu głowy i w szyi. Niewiele myśląc skierowałam tam obie
dłonie. Powtórzyły się odczucia z ramienia. Gdy po kilku minutach
pojawiła się nade mną głowa Arka czułam się poobijana, ale ani
bark ani szyja już mi nie dokuczały.
- Miałaś się nie ruszać. - Przytrzymał mnie ręką, gdy chciałam się podnieść. - Mówiłaś, że szyja cię boli. Może masz coś z kręgosłupem.
- Alarm odwołany, już mnie nie boli. Bark też nie - powiedziałam z uśmiechem.
- Nic ci nie jest?
- No czuje się jakby po mnie przebiegło stado słoni, ale chyba to tylko siniaków trochę będzie. A jak noga? - odepchnęłam go lekko i usiadłam.
- Boli i nie mogę na niej stanąć.
- Gdzie?
- Trochę powyżej kolana.
- Pokaż.
- Po co?
- Chcę coś sprawdzić.
Usiadł oparty o ścianę i przysunął
rękami do mnie swoją prawą nogę. Klęknęłam na wysokości jego
kolan. Spojrzałam na swoje ręce, a potem przyłożyłam do rannego
miejsca. Syknął i napiął mięśnie z bólu, więc zmniejszyłam
nacisk. Znów zamknęłam oczy i skupiłam się na szkielecie i na
tym, co powinno być pod moimi rękami. Miałam wrażenie, że widzę
na powiekach odbicie wnętrza nogi .
- Masz ciepłe ręce. Pomaga.
Skupiłam się jeszcze mocniej i po
chwili poczułam, że jest ok.
- Jak teraz?
- Hmmmm... - Ostrożnie spróbował unieść nogę i ją zgiąć. Z uśmiechem zadowolenia zauważyłam, że wykonuje ruchy coraz odważniej. - Niesamowite.
Wstał z całkowicie zaskoczoną miną.
- To musiał widocznie być tylko skurcz. Trzeba zobaczyć co z resztą.
Przed oczami stanął mi obraz
odrywanej głowy Olega, zerwałam się na nogi i pobiegłam
odwróconym do góry nogami korytarzem poganiana obawą o rodzeństwo.
Szyby prawie wszędzie były powybijane. Z naszego przedziału
wystawała czyjaś noga i torba. Dopadłam do drzwi, ale nie mogłam
ich otworzyć, coś je przyblokowało. Arek odsunął mnie i mocno
szarpnął – ani drgnęło. Pochyliłam się, żeby spojrzeć do
wnętrza, ogarnęło mnie przerażenie. Torby pospadały z półek i
leżały teraz przemieszane z ludzkimi ciałami. Wszystko było
pokryte krwią. Na pierwszy rzut oka ciężko było określić, czy
ktoś żyje. W kącie dostrzegłam brata przytulonego do swojej
dziewczyny. Ani jedno ani drugie się nie ruszało.
- Mati! Nic ci nie jest?! Mati, odezwij się!
Nic, żadnej reakcji.
- Spróbuj przesunąć to, co blokuje drzwi.
Popchnęłam ze złością odpowiednią
torbę. Cofnęłam ręce, Arek szarpnął kolejny raz i przejście
stanęło otworem. Przy okazji walnął drzwiami w wystającą nogę
i usłyszeliśmy jęk bólu. Wypełniła mnie niezmierna ulga, bo to
oznaczało, że jednak ktoś żyje.
Arek złapał kolejną torbę na
naszej drodze i wyrzucił ją na korytarz. Pod nią sapnął Dawid.
Miałam ochotę go uściskać i ucałować za samo to, że mruga
oczami, ale przeskoczyłam nad nim i, omijając ciała Młodego i
Olega, doskoczyłam do brata. Gdy go tylko dotknęłam, wiedziałam,
że żyje, ulga była niesamowita. Musnęłam skórę Kali i poczułam
jak grunt usuwa mi się spod nóg. Była dla mnie jak druga siostra,
zabolało jakby mi rozrywało serce.
- Mati? Mati odezwij się – prosiłam z płaczem, ale bez reakcji.
Położyłam dłonie na twarzy brata.
Był tylko poobijany i widocznie w szoku.
- Mati, spójrz na mnie, proszę – nie przestawałam do niego mówić. Uniosłam jego twarz w moją stronę, zobaczyłam spływającą po policzku łzę.
- Asia... - głos był przepełniony żalem i goryczą, ale mówił. Zostawiłam go na chwilę i zaczęłam rozglądać się zamglonym przez łzy wzrokiem za siostrą. Ruda plama przy oknie, ze szkłem we włosach.
- Dora! Doruś! - to była już histeria, nie panowałam nad tym, nie mogłam
stracić mojej małej siostrzyczki - nie
przeżyłabym tego. Ściągnęłam z niej bagaże i jakieś szmaty
przesiąknięte krwią. Zamarłam. Przede mną leżała paćka mięsa
i wnętrzności. Smród był obrzydliwy. Dotknęłam drżącą ręką
jej czerwonej dłoni i wyczułam, że jeszcze żyje. Nie wiedziałam
jak to możliwe, ale nie zamierzałam się nad tym zastanawiać.
Spróbowałam zrobić to, co zrobiłam dla siebie i Arka. Zaczęłam
tam, gdzie zagrożenie było największe. Naprawiałam wszystko krok
po kroku, skupiając się na tym, co podpowiadał mi jej organizm, że
było niezbędne. Nie zauważyłam, że sama tracę siły, aż było
za późno. Ostatnie, co pamiętam, to jej oddech. Brzmiał mocno i
stabilnie.
Umarłam.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz