Zapadał zmrok. Temja wymówiła się
bólem głowy i wróciła wcześniej do swojego pokoju. Zamknęła za
sobą drewniane drzwi i opierając się o nie plecami, omiotła
pomieszczenie wzrokiem. Nie była pedantką i to było widać. Na
sofie porozrzucane były suknie, na biurku stały stosy książek i
papierów. Tylko toaletka wyglądała nienagannie. Po prostu rzadko z
niej korzystała, tym bardziej odkąd doszły wiadomości o ataku.
Podeszła do zdobionego witrażowego okna i spojrzała na zewnątrz.
Na bazarze panował gwar, Elfki w kolorowych sukniach robiły
codzienne zakupy, wymuskani sprzedawcy dystyngowanie i z umiarem
stali koło swoich towarów (poniżej ich godności byłoby
wykrzykiwanie i wymachiwanie rękami, jak to mieli w zwyczaju
ludzie).
Lubiła to miejsce. Mimo wojny
stanowiło ostoję piękna ze swoimi smukłymi, białymi budowlami i
mieszkańcami z nienagannymi manierami. Tyle lat było dla niej
drugim domem, ale ten czas minął. Zdecydowanym krokiem ruszyła w
stronę łóżka i sięgnęła pod materac. Wyciągnęła owinięty w
fioletową tkaninę sztylet. I zaczęła inkantację. Wypełniała
słowa mocą i łączyła nimi zimną stal z magicznym pyłem.
Nienawiść brzmiała w każdej sylabie, otulała ostrze, nadając mu
krwisty poblask. Broń rozgrzała się, parzyła, ale dziewczyna
skupiła się tak bardzo, że nawet tego nie odczuła. Powietrze
wypełnił dziwny zapach, a potem wszystko się skończyło.
Spakowała sztylet do jednej z czterech, magicznych toreb, które
sama uszyła i zaczarowała. Były niepozorne, lekko zniszczone.
Miała nadzieję, że nikogo nie skuszą do kradzieży. Zmieniła
delikatne trzewiki, na wysokie buty, które po kryjomu nabyła razem
razem ze skórzanym pasem na miejsce na broń. Zarzuciła płaszcz i
wyszła na korytarz. Na dole ciotka dalej wesoło rozmawiała z
gośćmi, liczyła, że uda jej się wyswatać Temję z ich
najmłodszym synem. Dziewczyna przekradła się jak najdalej od
zdobnej balustrady na drugi koniec budynku, gdzie okno wychodziło na
boczną uliczkę. Również jasną i bezpieczną, ale za to rzadko
uczęszczaną. Oceniła wysokość, stanęła na parapecie i
spłynęła w dół. Nikt nie spodziewał się, że umie już to
zaklęcie. Było jednym z najbardziej zaawansowanych, ale też nikt
nie wiedział, że zna inne.
Przez cały rok nielegalnie uczyła się
zaklęć atakujących. Wykradała zwoje, korzystając ze swojej
reputacji nienagannej uczennicy. Wszyscy widzieli ją w roli
utalentowanej kapłanki-uzdrowicielki, ale ona porzuciła tę drogę
już dawno. Wtedy, gdy przyszła wiadomość o ataku na rodzinną
wioskę i śmierci męskiej części rodu. Przeżyły tylko matka i
młodsza siostra. Obie zmieniły się nie do poznania. Gdy Palaeo
uciekła, matka całkiem się załamała i zamknęła w wieży
kapłanek. Temja cały czas wyrzucała sobie, że jej przy tym nie
było. Czuła, że potrafiłaby kogoś jeszcze uratować, może
chociaż najmłodszego – ledwie pięcioletniego Kat'rea. Nie miała
okazji nawet uczestniczyć w pogrzebie, bo ciał nie znaleziono. Cały
czas śniła koszmary, że zostali zjedzeni albo wałęsają się jak
ghule. Chociaż zdawała sobie sprawę, że nawet, gdyby pogrzeb miał
miejsce, to ciotka by jej nie puściła. Korzystając ze swoich
empatycznych umiejętności, przeczuwała, że dziewczyna ugina się
ku ciemniejszej stronie. Rozpoznawała ten błysk w oczach. Nawet na
ferie nie pozwoliła jej wyjechać do domu. Wmówiła matce, że tak
będzie lepiej.
Otrząsnęła się ze wspomnień i
ruszyła w stronę bramy południowej Silvermoon. Miała dokładnie
ułożony plan. Najpierw zamierzała odwiedzić ruiny po Suncrown
Village. Nie zamierzała lecieć, ale przejść się pieszo, mimo że
to daleka droga, ale chciała pozabijać tyle ghuli na Death Scare
ile się da. Nie tylko z zemsty, ale potrzebowała jeszcze trochę
funduszy. Z zabranych surowców z potworów dało się dobrze
zarobić. Zwłaszcza w tych spokojnych stronach, gdzie wojowników
było niewielu. Potem, jeśli uda jej się wyminąć poszukujących,
odwiedzi ruiny po Studni. Miejsce jest na tyle odludne, że powinno
pójść bez problemu, a tamtejsze stworzenia są nasycone magią tak
jak rośliny. Każda magia będzie pomocna, a ta szczególna może
jej pomóc prześlizgnąć się przez pałac i dotrzeć do Undercity.
Tego miasta bała się najbardziej. Mieszkający tam nieumarli tak
bardzo przypominali z wyglądu bestie, które zabiły jej rodzinę.
Wiedziała, że to zupełnie inne istoty, ale ciężko było przemóc
takie uprzedzenia. Na szczęście pozostanie tam tylko na jedną noc.
Potem czeka ją podróż podniebnym statkiem do stolicy Hordy,
Orgrimaru. Tam czekało na nią najważniejsze zadanie – odnaleźć
siostrę i się zemścić. Będzie walczyć i zabijać.
Bez problemu minęła strażników i
skierowała się w dół wielkimi schodami na spotkanie
przeznaczenia. Lok'Tar Ogar!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz