niedziela, 5 czerwca 2016

Wyspa

Gospodarz zaklął wściekle, gdy jedna z dziewek upuściła cały dzban jego najlepszego miodu. Zawartość rozlała się po wyściełanej sitowiem podłodze. Właśnie wyszedł zza lady, by zbesztać dziewuchę, kiedy w drzwiach stanęła osoba w długim, czarnym płaszczu. Stara, brudna szata nie wróżyła zarobku.
  • Niech to demony, jeszcze żebraka mi tu dziś trzeba było... - mówiąc skierował się w stronę przybysza.
  • Wynocha! To porządna gospoda. Nie będziesz mi tu klientów straszyć- złapał wyświechtany płaszcz i zamierzał wyrzucić osobnika.
Z rękawa wysunęła się stara, wysuszona dłoń, jednak jej uścisk był bardzo mocny. Gospodarz nie należał do chuderlaków, a jednak uścisk zrobił na nim wrażenie. Staruszka odezwała się głębokim i melodyjnym głosem:
  • Dobry gospodarzu, nie jestem żebraczką, a zwykłą podróżniczką. Pozwól mi proszę ogrzać się przy kominku, a w zamian opowiem ciekawą historię.
Zanim zdał sobie sprawę z tego, co robi, gość siedział przy kominku, a wdzięczna za odwrócenie od niej uwagi pomocnica biegła po szklankę wody. Pocieszył się myślą, że sposób mówienia przybyszki nie wskazywał w żadnym razie do przynależności do niskich sfer społeczeństwa. Poza tym tego wieczoru przyda się rozrywka, gdyż gościł kilku możnych panów z miasta. Znudzeni zaczęli zaczepiać obsługujące, a wolałby nie wysłuchiwać potem ich lamentów. Z westchnieniem poszedł na swoje miejsce za kontuarem i po kryjomu wychylił kieliszek bimbru.
Przy kominku staruszka długo wpatrywała się w płomień i grzała dłonie. Kiedy miła dziewuszka podała jej wodę, zanurzyła w niej palec. Potem uderzyła swoją laską kilka razy w posadzkę i krzyknęła. Wszyscy zwrócili się w jej stronę, gospodarz zdążył pożałować swojej decyzji o wpuszczeniu jej do środka i już miał naprawić ten błąd, gdy kobieta wylewając zawartość kubka do ognia zaczęła opowieść:

Czas płynie jak woda. Czasem szybko i gwałtownie, a czasem leniwie i powoli. Na jego morzu istnieje wyspa, a na niej wysoka wieża. Zamieszkują ja dwie postacie. Mężczyzna jest przystojny i ciemny. Jego postać otacza aura wiecznego zagrożenia, która zdaje się wypływać z jego czarnych jak bezksiężycowa noc oczu. Kobieta emanuje urodą i spokojem. Wydaje się świecić własnym światłem. Są swoimi przeciwnościami, jak ogień i woda lub powietrze i ziemia, mimo to żadne nie może istnieć bez drugiego. Niektórzy twierdzą, że są jednym o dwóch twarzach, inni – dwoma osobnymi bytami. Jednak wszyscy zgadzają się, że te istoty tworzą świat i zwą się w zależności od filozofii bogiem lub bogami. Sami nie wiedzą, kiedy powstali i jak. Może zrodziło ich morze czasu, tak jak i cała wyspę, a może gdzieś tam żyją inni. Na początku, gdy dysponowali ledwie nędznym małym domkiem próbowali wypłynąć na poszukiwania innych. Póki widzieli wyspę, żegluga była prosta. Potem jednak stracili całkiem orientację. Z każdej strony tylko woda, aż po horyzont. Niebo nie było pomocne, gdyż wydaje się być równie skore do zmiany jak morze. Błądzili przez wiele dni, aż zobaczyli skrawek lądu w oddali. Szczęścia nie umniejszał wcale fakt, że była to ich własna wyspa. Wychudzeni i wymęczeni byli zadowoleni nie czując już kołysania pod stopami. Od tamtej pory porzucili plan znalezienia innego lądu. Odszukali za to inny sposób podróżowania.
Zaczęło się od tego, że Gaja chciała zrobić prezent Eterowi. Na kawałku kory namalowała węgielkiem jego portret. Eter akurat był w złym humorze i ze złością wrzucił dzieło do ognia. Zazwyczaj wyrozumiała i wybaczająca bogini, tym razem płakała przez kilka dni i nie odzywała się do winowajcy. Na początku Eter uznał to za zabawne, ale po pewnym czasie sytuacja zaczęła go nudzić. Poniżej jego godności było przeprosić, ale postanowił, że namaluje Gaję i nie tylko ona zacznie się znów do niego odzywać, ale przy okazji on pokaże jej, że jej marne dzieło nic nie mogło znaczyć w porównaniu do jego. Lubił polować, a że Gaja zabraniała mu zabijać dla samej przyjemności, postanowił, że użyje skóry jako materiału na dzieło, a malować będzie zaostrzonym patyczkiem nurzanym w świeżej krwi. Jak pomyślał, tak zrobił. Problem polegał jednak na tym, że jego malowidło nie wychodziło wcale lepsze od węglowego tworu towarzyszki. W końcu po całym dniu prób porzucił ten pomysł i chodził ponury bardziej niż zwykle. Nastały dni pełne łez Gai i krzyków Etera, żeby przestała się wreszcie wygłupiać. Prowokował ją nieustannie, ale bogini była nieugięta. Wreszcie zaczął się zastanawiać nad przeprosinami. Niestety okazało się to trudniejsze niż przypuszczał. Słowo nie chciało mu przejść przez gardło i wtedy wpadł na pomysł. Siedzieli przy kominku i Gaja w ciszy cerowała ubrania, a on na oślep wbijał nóż w kawałek drewna. W pewnym momencie zaczął wpatrywać się w rysy, które zrobił. Wstał i wybiegł na podwórze. Nie było go dłuższą chwile. Kiedy wrócił z Jego oczu wyzierała duma i samozadowolenie. Podstawił jej pod nos kawałek skóry oznaczony kreskami i zawijasami. Zapytał, czy jej się podobają. Popatrzyła na niego zdezorientowana i wtedy wytłumaczył jej, że skoro nie chce z nim rozmawiać, to może pisać. Że wymyśli dla niej jak umieszczać słowa jako obrazy. A te kilka znaków, które miała przed sobą, to było jej imię. Gaja była wniebowzięta i znów zaczęła się odzywać do swojego ukochanego. Eter się wściekł, bo stwierdził, że na darmo się starał, ale Gaja znalazła dla nich zastosowanie, zaczęła opisywać swoje dni. Mężczyzna prychnął tylko w pogardzie.
Zasmucona zanurzyła pióro, ale tym razem roztoczyła wizję. Wyobraziła sobie wyspę z samymi kobietami, którym mogłaby się wyżalić i które by ją zrozumiały. Opisała piękno krajobrazu, stroje i budowle. Od razu poprawił się jej nastrój. Odłożyła manuskrypt całkiem o nim zapomniała, wracając do zajęć. Jakież było jej zdziwienie po kilku dniach, gdy zaglądając do notatek, zauważyła, że pojawiło się ich dużo więcej. Od razu zrobiła awanturę Eterowi, że ruszał jej prywatne zapiski, ale mężczyzna zdecydowanie oznajmił, że nie interesują go takie bzdury. Rzeczywiście pismo wydawało się identyczne jak jej...
Okazało się, że historia zaczęła pisać się sama. Oboje z Eterem mogli się w nią włączać, dodając coś od siebie, ale mogli też pozwolić płynąć jej samoistnie. Zaczęli tworzyć dalej. Tomy zaścielały mały domek, potem kolejne piętra, aż zapełniły całe regały nieskończonej wieży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz