Gospodarz zaklął wściekle, gdy jedna
z dziewek upuściła cały dzban jego najlepszego miodu. Zawartość
rozlała się po wyściełanej sitowiem podłodze. Właśnie wyszedł
zza lady, by zbesztać dziewuchę, kiedy w drzwiach stanęła osoba w
długim, czarnym płaszczu. Stara, brudna szata nie wróżyła
zarobku.
- Niech to demony, jeszcze żebraka mi tu dziś trzeba było... - mówiąc skierował się w stronę przybysza.
- Wynocha! To porządna gospoda. Nie będziesz mi tu klientów straszyć- złapał wyświechtany płaszcz i zamierzał wyrzucić osobnika.
Z rękawa wysunęła się stara,
wysuszona dłoń, jednak jej uścisk był bardzo mocny. Gospodarz nie
należał do chuderlaków, a jednak uścisk zrobił na nim wrażenie.
Staruszka odezwała się głębokim i melodyjnym głosem:
- Dobry gospodarzu, nie jestem żebraczką, a zwykłą podróżniczką. Pozwól mi proszę ogrzać się przy kominku, a w zamian opowiem ciekawą historię.
Zanim zdał sobie sprawę z tego, co
robi, gość siedział przy kominku, a wdzięczna za odwrócenie od
niej uwagi pomocnica biegła po szklankę wody. Pocieszył się
myślą, że sposób mówienia przybyszki nie wskazywał w żadnym
razie do przynależności do niskich sfer społeczeństwa. Poza tym
tego wieczoru przyda się rozrywka, gdyż gościł kilku możnych
panów z miasta. Znudzeni zaczęli zaczepiać obsługujące, a
wolałby nie wysłuchiwać potem ich lamentów. Z westchnieniem
poszedł na swoje miejsce za kontuarem i po kryjomu wychylił
kieliszek bimbru.
Przy kominku staruszka długo
wpatrywała się w płomień i grzała dłonie. Kiedy miła
dziewuszka podała jej wodę, zanurzyła w niej palec. Potem uderzyła
swoją laską kilka razy w posadzkę i krzyknęła. Wszyscy zwrócili
się w jej stronę, gospodarz zdążył pożałować swojej decyzji o
wpuszczeniu jej do środka i już miał naprawić ten błąd, gdy
kobieta wylewając zawartość kubka do ognia zaczęła opowieść:
Czas płynie jak woda. Czasem szybko
i gwałtownie, a czasem leniwie i powoli. Na jego morzu istnieje
wyspa, a na niej wysoka wieża. Zamieszkują ja dwie postacie.
Mężczyzna jest przystojny i ciemny. Jego postać otacza aura
wiecznego zagrożenia, która zdaje się wypływać z jego czarnych
jak bezksiężycowa noc oczu. Kobieta emanuje urodą i spokojem.
Wydaje się świecić własnym światłem. Są swoimi
przeciwnościami, jak ogień i woda lub powietrze i ziemia, mimo to
żadne nie może istnieć bez drugiego. Niektórzy twierdzą, że są
jednym o dwóch twarzach, inni – dwoma osobnymi bytami. Jednak
wszyscy zgadzają się, że te istoty tworzą świat i zwą się w
zależności od filozofii bogiem lub bogami. Sami nie wiedzą, kiedy
powstali i jak. Może zrodziło ich morze czasu, tak jak i cała
wyspę, a może gdzieś tam żyją inni. Na początku, gdy
dysponowali ledwie nędznym małym domkiem próbowali wypłynąć na
poszukiwania innych. Póki widzieli wyspę, żegluga była prosta.
Potem jednak stracili całkiem orientację. Z każdej strony tylko
woda, aż po horyzont. Niebo nie było pomocne, gdyż wydaje się być
równie skore do zmiany jak morze. Błądzili przez wiele dni, aż
zobaczyli skrawek lądu w oddali. Szczęścia nie umniejszał wcale
fakt, że była to ich własna wyspa. Wychudzeni i wymęczeni byli
zadowoleni nie czując już kołysania pod stopami. Od tamtej pory
porzucili plan znalezienia innego lądu. Odszukali za to inny sposób
podróżowania.
Zaczęło się od tego, że Gaja
chciała zrobić prezent Eterowi. Na kawałku kory namalowała
węgielkiem jego portret. Eter akurat był w złym humorze i ze
złością wrzucił dzieło do ognia. Zazwyczaj wyrozumiała i
wybaczająca bogini, tym razem płakała przez kilka dni i nie
odzywała się do winowajcy. Na początku Eter uznał to za zabawne,
ale po pewnym czasie sytuacja zaczęła go nudzić. Poniżej jego
godności było przeprosić, ale postanowił, że namaluje Gaję i
nie tylko ona zacznie się znów do niego odzywać, ale przy okazji
on pokaże jej, że jej marne dzieło nic nie mogło znaczyć w
porównaniu do jego. Lubił polować, a że Gaja zabraniała mu
zabijać dla samej przyjemności, postanowił, że użyje skóry jako
materiału na dzieło, a malować będzie zaostrzonym patyczkiem
nurzanym w świeżej krwi. Jak pomyślał, tak zrobił. Problem
polegał jednak na tym, że jego malowidło nie wychodziło wcale
lepsze od węglowego tworu towarzyszki. W końcu po całym dniu prób
porzucił ten pomysł i chodził ponury bardziej niż zwykle. Nastały
dni pełne łez Gai i krzyków Etera, żeby przestała się wreszcie
wygłupiać. Prowokował ją nieustannie, ale bogini była nieugięta.
Wreszcie zaczął się zastanawiać nad przeprosinami. Niestety
okazało się to trudniejsze niż przypuszczał. Słowo nie chciało
mu przejść przez gardło i wtedy wpadł na pomysł. Siedzieli przy
kominku i Gaja w ciszy cerowała ubrania, a on na oślep wbijał nóż
w kawałek drewna. W pewnym momencie zaczął wpatrywać się w rysy,
które zrobił. Wstał i wybiegł na podwórze. Nie było go dłuższą
chwile. Kiedy wrócił z Jego oczu wyzierała duma i samozadowolenie.
Podstawił jej pod nos kawałek skóry oznaczony kreskami i
zawijasami. Zapytał, czy jej się podobają. Popatrzyła na niego
zdezorientowana i wtedy wytłumaczył jej, że skoro nie chce z nim
rozmawiać, to może pisać. Że wymyśli dla niej jak umieszczać
słowa jako obrazy. A te kilka znaków, które miała przed sobą, to
było jej imię. Gaja była wniebowzięta i znów zaczęła się
odzywać do swojego ukochanego. Eter się wściekł, bo stwierdził,
że na darmo się starał, ale Gaja znalazła dla nich zastosowanie,
zaczęła opisywać swoje dni. Mężczyzna prychnął tylko w
pogardzie.
Zasmucona zanurzyła pióro, ale tym
razem roztoczyła wizję. Wyobraziła sobie wyspę z samymi
kobietami, którym mogłaby się wyżalić i które by ją
zrozumiały. Opisała piękno krajobrazu, stroje i budowle. Od razu
poprawił się jej nastrój. Odłożyła manuskrypt całkiem o nim
zapomniała, wracając do zajęć. Jakież było jej zdziwienie po
kilku dniach, gdy zaglądając do notatek, zauważyła, że pojawiło
się ich dużo więcej. Od razu zrobiła awanturę Eterowi, że
ruszał jej prywatne zapiski, ale mężczyzna zdecydowanie oznajmił,
że nie interesują go takie bzdury. Rzeczywiście pismo wydawało
się identyczne jak jej...
Okazało się, że historia zaczęła
pisać się sama. Oboje z Eterem mogli się w nią włączać,
dodając coś od siebie, ale mogli też pozwolić płynąć jej
samoistnie. Zaczęli tworzyć dalej. Tomy zaścielały mały domek,
potem kolejne piętra, aż zapełniły całe regały nieskończonej
wieży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz