I
W
przydrożnej gospodzie panował nieopisany gwar. Przy blasku lamp
oliwnych i dwóch pięknych kominków bawiła prawie cała wioska i
masa podróżnych. Kilku bogatych jegomości paliło w kącie drogie
cygara. Zapach perfum mieszał się z zapachem tytoniu, alkoholu i
biedy. W tym jednym z nielicznych w okolicy murowanych budynków
panowała wręcz namacalna aura wyczekiwania. Wzrok gości
nieustannie wędrował do stojącego przy ogromnym kontuarze zegara,
a stamtąd prosto w najciemniejszy kąt.
Mimo
że dochodziła pierwsza, wszyscy, poza jednym, nieświadomym
przyjezdnym, który już dawno został przeniesiony do wynajętego na
tą noc pokoju, wydawali się nieprzyzwoicie trzeźwi.
Rozbrzmiał
wyczekiwany dźwięk, oznaczający nadejście upragnionej, pełnej
godziny. Uderzenie małego, metalowego młoteczka wywołało rzadko
pojawiającą się w gospodach ciszę. W ciemnym kącie, przy
akompaniamencie szelestu czarnego jak noc za oknem materiału i pod
ostrzałem spojrzeń, zaczęła się formować niewysoka,
przygarbiona postać. Obszerny płaszcz nie pozwalał ocenić, czy to
kobieta czy mężczyzna. Spod nasuniętego głęboko na twarz kaptura
wystawały końcówki siwych włosów. Pod obstrzałem spojrzeń
osoba zaczęła powoli sunąć w stronę wielkiego kominka. Stanęła
tyłem do niego i powoli zsunęła kaptur. Oczom zebranych ukazała
się dobrze znana tutejszym bywalcom burza lśniących w blasku ognia
włosów i poorana zmarszczkami, oświetlona migotliwym światłem
lamp twarz. Staruszka stała chwilę z zamkniętymi oczami jakby
napawała się panującą atmosferą, zbierając siły na to, co
miała zrobić. Wtem podniosła głowę i otworzyła oczy. Z ust
zebranych wyrwało się westchnienie. Przenikliwe i świdrujące
spojrzenie białych tęczówek omiotło cała salę. Każdemu zdało
się, iż kobieta zajrzała głęboko w jego duszę. Chwilę dłużej
okryte bielmem oczy zatrzymały się na młodym mężczyźnie, a
potem uśmiechnęła się przelotnie i lekko zachrypnięty głos
wypełnił izbę.
Witajcie
o pierwszej godzinie nowego. Witajcie w czasie początku, w jedynym
właściwym momencie do rozpoczęcia prawdziwych opowieści
pierwszego świata; opowieści o pierwszej stworzonej z ciemności
nocy i światła dnia...
II
Kończyła wiązać buty, gdy w
zaroślach na brzegu polany usłyszała cichy trzask. Skarciła się
w duchu za nieostrożność i przesunęła lekko prawą rękę, by
dosięgnąć małego, czarnego ostrza. W spowitym nocną ciszą lesie
powinna była wyczuć czyjąś obecność długo zanim byłaby w
stanie usłyszeć kroki. Zastygła na chwilę, a potem uśmiechnęła
się i rozluźniła. Schowała sztylecik z powrotem na miejsce i
zawołała:
- Nagra, możesz już wyjść i tak wiem, że to Ty.
Zza wielkiego krzewu leszczyny
wysunęła się najpierw ogromna łapa, a zaraz za nią pysk z
długimi kłami. Zwierz był wielkości kucyka, miał grubą i gęstą
sierść odziedziczoną po swoich przodkach ze strony owczarków
kaukaskich. Ilijana wybłagała go od dziadka. Jako wilczy mieszaniec
miał być utopiony przez parobka. Jednak dziewczyna, która sama
miała w sobie krew ludzi i leśnego ludu postanowiła za wszelką
cenę ocalić zwierzę. Dzięki temu pozyskała wiernego towarzysza i
obrońcę. Wytworzyła się między nimi dziwna więź, której nie
rozumiał nawet staruszek. Ili wymieniała myśli z Nagrą, jak
Obdarzeni między sobą. Kiedy zwierz zranił się w łapę, wpadając
w sidła, dziewczyna przyspieszała gojenie rany. Umiejętności
rozwijały się i staruszek wiedział, że niedługo dziewczyna
będzie musiała wyruszyć w drogę, by nauczyć się panować nad
nimi równie dobrze jak nad mocą umysłu, którą pomógł jej
opanować. Niestety czas ten nadszedł zbyt szybko. Choroba przyszła
znienacka, porwała w swoje sidła i nie puściła. Teraz leżał w
swojej komnacie umierający. Postępując zgodnie z jego wolą
Ilijana z ciężkim sercem opuściła pokój jedynego krewnego,
zostawiając go sam na sam ze śmiercią i udała się na małą
polankę. Tam wyciągnęła ze starego pnia przygotowane kilka dni
wcześniej ubranie i zapakowany plecak. Zapadał zmrok, kiedy
zmieniała szarą sukienkę na brunatną, bawełnianą koszulę i
skórzane spodnie. Sprawnie zapięła dopasowaną kamizelkę i
zasznurowała buty. Kiedy Nagra stanął koło niej, zostało jej
tylko poprzypinanie pasów z paraliżującymi strzałkami i rurki do
ich wystrzeliwania do prawego uda oraz z pochwy ze sztyletem na
biodra. Nie zapomniała tez o swojej procy. Miała ją w plecaku
razem z resztą stroju, maścią na otarcia, złotem i dwoma jej
największymi skarbami: broszą mamy i pamiętnikiem dziadka.
Ubolewała strasznie nad tym, że nie może wziąć swojego łuku.
Od opuszczenia posiadłości minęło
niewiele czasu, ale w każdej chwili ktoś mógł zajrzeć do
umierającego i spostrzec jej nieobecność. Możliwe, że już jej
szukają. Czas działał na niekorzyść. Na szczęście było lato.
Sprzyjała pogoda, bo chmury rzadko zasłaniały księżyc,
umożliwiając uciekinierom odnajdywanie właściwej drogi.
Odwróciła się tylko raz na szczycie wzgórza. Patrząc w stronę
małych, złotych plamek błyszczących nad drzewami na skraju lasu,
które jeszcze godzinę temu były oknami jej domu, powiedziała:
- Dziadku, wyruszamy. Żałuję tylko, że Twoja droga i moja się nie pokrywają.
Otarła pojedynczą łzę z policzka i
ze zwinnością leśnych przodków ruszyła w ciemność śladami
kompana.
W tym czasie starzec
samotnie leżący w swoim łożu zastanawiał się, czy odpowiednio
wykonał polecone mu zadanie. Czas pokaże, czy jego nauki
wystarczyły, by uzbroić to dziecko do misji, która ją czekała, a
której nie była nawet świadoma.
Pamiętał dzień, kiedy zobaczył ją
po raz pierwszy. Ciemną, pochmurną noc rozjaśniały pojedyncze
błyskawice. Mimo ulewy jedno okno na szczycie wieży nad skałami
było szeroko otwarte. Pamiętał ten niesamowity widok otulonej w
zwiewną czerwień sukni czarownicę. Kruczoczarne włosy miała
przemoczone łzami deszczu. Z całej postaci biła rozpacz i
nienawiść. Jej spojrzenie do dnia dzisiejszego nawiedzało go w
koszmarach. A potem huk gromu i błyskawice odsłaniające okropny
widok pokiereszowanego ciała. Dziecko nie mogło przeżyć, a jednak
żyło. Musiał natychmiast otworzyć ciało kobiety, żeby je
wydobyć. Deszcz je obmywał, płacz ginął w odgłosach burzy. Już
wtedy powinien wiedzieć jaką ma moc, ale za bardzo zajęty był
użalaniem się nad nieudolnością w ratowaniu matki. Pewnie
zabiłyby go wyrzuty sumienia, gdyby nie kartka, którą znalazł
następnego dnia. Czytał ją tyle razy, że każde słowo zdawało
się wypalone w jego pamięci.
„Chciałam go zabić. Zniszczyć
jak innych. Był taki sam jak tamten. Pewny siebie, zawsze
uśmiechnięty. Zdobył serca wszystkich kobiet w wiosce. I miał
moc. Nie przechwalał się nią, nie musiał. Czuć ją było na
kilometr. Zarzuciłam sieci i doprowadziłam do „przypadkowego”
spotkania. Wszystko szło gładko. Zainteresował się mną od razu.
Udawałam dawną siebie, bo wiedziałam, że to najlepsza strategia
na takich ... Tak jak przewidziałam, zainteresował się mną od
razu. Wszystko szło jak z płatka, no ale w końcu miałam już za
sobą wiele takich historii. Aż do dnia, gdy trafiłam na dziwną
staruszkę. Była niewidoma, ale widać mocy było w niej na tyle, że
poruszała się wprawnie, zupełnie jak młódka w pełni sił
witalnych. Głupia uparła się, żeby ze mną porozmawiać. Dzięki
„prezentom” od poprzednich przyjaciół stać mnie było na
wynajęcie małego pokoiku w gospodzie, na który nalegała. Gdy
tylko tam weszłyśmy, zaciągnęła kotary i zamknęła drzwi na
skobel. W ciemności jej oczy zalśniły białym blaskiem i zaczęła
wieszczyć. Nie chciałam słuchać jednak głos wwiercał mi się w
uszy. Przywołała moje dziecięce wspomnienia, obudziła płomyk
dobra, który myślałam, że już dawno ugasiłam. Opowiedziała o
przeszłości mojej aktualnej ofiary, o jego odrzuceniu i
sponiewieraniu. I wreszcie na koniec usłyszałam historię o moim
dziecku... O mojej jeszcze niepoczętej córeczce. Będzie cierpiała.
Przed nią bardzo ciężka droga, bo to ona będzie Pierwszą. I Ty
musisz ją do tego przygotować. Tak jak uczyłeś kiedyś, długo
przed wyruszeniem w drogę na spotkanie, mnie. To Ty jesteś mędrcem
z przepowiedni. W odpowiednim czasie odeślij ją do ojca. Tak, nie
zabiłam go. Nie potrafiłam, zamiast tego zasnęłam, płacząc w
jego objęciach, a rankiem odeszłam na poszukiwania Twojej samotni.
Byłam w ciąży i znów zaczęłam czuć. Każdy dzień stawał się
na nowo udręką. Mimo to udało mi się dotrwać do czasu, gdy nie
tylko spotkaliśmy się, ale i dziecko było na tyle silne, że na
pewno przeżyje. Czuję jej moc i chęć życia. Walczy ze mną,
jakby wiedziała, co chcę zrobić. Ale wiem, że Ty zrozumiesz.
Byłeś wtedy ze mną, a czytając moje wspomnienia będziesz
wiedział, że nie mogę postąpić inaczej. Znając Ciebie,
spaliłbyś ten pamiętnik bez czytania, dlatego zabiorę ze sobą tę
stronę. Musisz to przeczytać, aby wiedzieć. Przekaż jej tyle, ile
będzie musiała wiedzieć, ale nie pozwól na zemstę. Wybacz
starcze.
Do spotkania w jedności z Gają
Pandora”
Jedna ze stron
pamiętnika, który zaczęła pisać po tragedii, która odmieniła
jej życie. Wyrwała ją i z nią chciała umrzeć. Dopiero po kilku
tygodniach pomyślał, że jej pokój może kryć pozostałą część
wspomnień. Znalazł go prawie od razu między jej ulubionymi
książkami. Z jednej strony romans, z drugiej przerażająca
historia pełna krwi i śmierci, a pośrodku spisana jej ręką
opowieść o kilku miesiącach, o które pytał tysiące razy odkąd
wróciła. Jego pragnienie poznania prawdy miało zostać
zaspokojone, a on bał się. Poraził go strach przed tą mroczną
częścią, którą tak skrzętnie ukrywała. Zabrał księgę do
siebie i wpatrywał się w nią długo siedząc na łóżku.
Wreszcie przemógł się i ją otworzył. Zanurzył się w morzu
bólu, nienawiści i zemsty. Do tamtej chwili nie wiedział jak
głębokie rany powstały w duszy jego podopiecznej. Jak bardzo
zmieniła się pod wpływem tego jednego wydarzenia. Płakał. On –
były mag bojowy - płakał jak dziecko. Tamtego dnia zdołał zmusić
się do przeczytania ledwie jednej strony. Całość zajęła mu
około miesiąca. Jej udręczona dusza nie mogła dłużej znieść
życia. Zostało w niej tyle dawnej siebie, że chciała, żeby jej
dziecko przeżyło i żeby było szczęśliwe. Jednocześnie
nienawidziła je i kochała.
Od razu udał się
do pokoju niemowlęcia. Mamka akurat skończyła ją karmić i mała
spała. Miała ciemniejsza skórę niż ludzie, ale niewiele. Uszy
tylko troszkę zaostrzały się ku górze. Na razie mało kto mógłby
się domyślić mieszanego pochodzenia dziecka. I wtedy mała uniosła
powieki. Te oczy stanowczo nie mogły uchodzić za ludzkie. Niestety
pionowe źrenice są domeną kotów i leśnego ludu. Uczucia musiały
odbić się na jego twarzy, gdyż mamka położyła rękę na jego
ramieniu i powiedziała uspokajająco:
- Proszę się nie martwić. Dziecko jest wyjątkowe, ale nikt z nas nie piśnie o tym słowa. Dziewczynka jest taka śliczna, a głupi miastowi gotowi by jej krzywdę zrobić.
Na to wspomnienie
zaśmiał się. Niestety w jego stanie był to błąd. Zaniósł się
kaszlem. Ból w piersiach nasilił się i stał prawie nie do
zniesienia. Hałas zwabił gospodynię. Zdziwiona, że nie zastała z
dziadkiem dziewczyny, dopiero po ponownym ataku zwróciła swoją
uwagę na chorego. Skropiła olejkiem ściereczkę i podała mu do
inhalacji.
- A gdzież to panienka zniknęła?? Całe dnie przesiaduje tutaj i nagle znika bez uprzedzenia mnie?? Przecie panu mogło się co stać- powiedziała, gdy tylko kaszel ucichł.
- Kazałem jej iść spać. Musi być silna, gdy mnie zabraknie.
- Co racja, to racja... Taka wątła panienka, to każdy wykorzystać będzie chciał taką dziecinę. Ale dziwne, że mnie nie zawołała. Nie podobne to do panienki.
- Niestety trochę się posprzeczaliśmy, więc prawdopodobnie to przez zdenerwowanie cię nie powiadomiła.
- Skoro pan tak mówi. Przyślę tu zaraz dziewczę jakieś, żeby się panem zajęło.
- Nie trzeba. Wystarczy, że ktoś będzie czuwał przy dzwonku.
- Jak pan sobie życzy, choć gdyby to ode mnie zależało....- mówiąc wyszła.
Była cudowną
dziewczyną. Prostą, niezbyt urodziwą, ale z ogromnym sercem.
Najpierw była mamką Ilijany, potem jej opiekunką. Kiedy poprzednia
gospodyni przestała dawać sobie radę z obowiązkami, zastąpiła
ją i sprawdziła się w tej roli doskonale. Czasem było mu jej żal.
Mężczyzna, któremu oddała serce i cnotę zostawił ją ciężarną.
Synek niestety okazał się bardzo słabowity i zmarł kilka miesięcy
po urodzeniu. Przelała całe swoje uczucie na Ili, chociaż nigdy
nie zapominała o pochodzeniu i utrzymywała odpowiedni dystans.
Teraz dziewczynka odeszła. Bał się, że serce gospodyni może tego
nie wytrzymać. Niestety innego wyjścia nie było.
Wrócił do swoich
rozmyślań o przeszłości. O szczęśliwych 12 latach z przyszywaną
wnuczką. Spędzał z nią bardzo dużo czasu, gdyż wygnany na
prowincję obowiązków nie miał praktycznie żadnych. Skupił się
na odpowiednim przygotowaniu dziecka do przeżycia w trudnym świecie.
Miał nadzieję, że jej matka się pomyliła, ale nie mógł
ryzykować, nie spełniając prośby zmarłej. W związku z tym od 3
roku życia dziecko zaczęło treningi i naukę. Najpierw było to
tylko kilka chwil w formie zabawy. Troszkę ruchu i słuchania o
historii przeplatane ze sobą. Zabawy rozwijające umysł i
pobudzające magiczną siłę. Wraz z rozwojem dziewczyny zajęcia
coraz mniej przypominały zabawę, a coraz bardziej treningi. W wieku
6 lat dostała nawet swój pierwszy strój bojowy. Na zawsze
zapamięta jej błyszczące szczęściem oczka i uśmiech, kiedy go
wręczał. Zadbał o to, żeby chciała być wojowniczką. Nie
stosował technik, których kiedyś używał na dzieciach mających
zostać posłusznymi robotami Rady. Wtedy często działał wbrew
sobie, wyrządzając nieodwołalne zmiany w umysłach młodych ludzi.
Z tym dzieckiem postępował zupełnie inaczej. Po prostu zachęcał
ją na wszelkie sposoby. Opowiadał ciekawe historie, w których
głównymi bohaterkami były wojowniczki, chwalił za dobre wyniki.
Iliana była do tego zrodzona i to było widać na każdym kroku, już
od niemowlęctwa. Walczyła przecież od samego poczęcia o to, żeby
móc się urodzić. Napędzała ją duma i upór, a to dobrze dla
wojownika. Zwłaszcza jeśli towarzyszy im rozwaga. Miał nadzieję,
że nie zagubi tego, kiedy przeczyta pamiętnik, który jej dał.
Poza swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami, które spisał w
formie listów do niej, umieścił tam dwie kartki z pamiętnika jej
matki. Miał nadzieję, że kiedyś mu wybaczy, że nie pokazał ich
wcześniej. Oby tylko nie przeczytała ich za wcześnie, żeby nie
zakłóciły planu. Żeby tylko dotarła do Wielkiej Puszczy... W tym
momencie poczuł straszny ból w piersi. Nie zdążył sięgnąć po
dzwonek. W poświacie księżyca uformowała się świetlista postać.
- Kim jesteś? - ledwie wykrztusił.
- Nie poznajesz mnie starcze? - odpowiedział melodyjny głos w jego umyśle.
- Niemożliwe...
- Ci. Już nic nie mów, nie trzeba. Gaja wzywa.
Po chwili
ucichło wszystko i udał się na spotkanie Wielkiej Matki.
Wiele kilometrów
dalej czarna postać zastygła na gałęzi dębu. Poczuła delikatne
ukłucie jakby ulgi i zaraz później pustki. Po policzku zaczęły
płynąć łzy, a ona nie bardzo wiedziała czemu. Domyśliła się,
że to dziadek odszedł i w ten sposób jego duch się z nią
pożegnał, jednak to, co dotarło do serca, nie chciało pozwolić
się objąć rozumem.
Dopiero wycie
przyjaciela troszkę ją otrzeźwiło. Musieli iść dalej, a
biegając po gałęziach, nie mogła pozwolić sobie na rozproszenie
uwagi. Przetarła oczy i ruszyli w dalszą drogę. On miękko i
ostrożnie stąpając po ściółce, a ona w koronie drzew.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz