niedziela, 29 maja 2016

Dzieci burzy

I

W przydrożnej gospodzie panował nieopisany gwar. Przy blasku lamp oliwnych i dwóch pięknych kominków bawiła prawie cała wioska i masa podróżnych. Kilku bogatych jegomości paliło w kącie drogie cygara. Zapach perfum mieszał się z zapachem tytoniu, alkoholu i biedy. W tym jednym z nielicznych w okolicy murowanych budynków panowała wręcz namacalna aura wyczekiwania. Wzrok gości nieustannie wędrował do stojącego przy ogromnym kontuarze zegara, a stamtąd prosto w najciemniejszy kąt.
Mimo że dochodziła pierwsza, wszyscy, poza jednym, nieświadomym przyjezdnym, który już dawno został przeniesiony do wynajętego na tą noc pokoju, wydawali się nieprzyzwoicie trzeźwi.
Rozbrzmiał wyczekiwany dźwięk, oznaczający nadejście upragnionej, pełnej godziny. Uderzenie małego, metalowego młoteczka wywołało rzadko pojawiającą się w gospodach ciszę. W ciemnym kącie, przy akompaniamencie szelestu czarnego jak noc za oknem materiału i pod ostrzałem spojrzeń, zaczęła się formować niewysoka, przygarbiona postać. Obszerny płaszcz nie pozwalał ocenić, czy to kobieta czy mężczyzna. Spod nasuniętego głęboko na twarz kaptura wystawały końcówki siwych włosów. Pod obstrzałem spojrzeń osoba zaczęła powoli sunąć w stronę wielkiego kominka. Stanęła tyłem do niego i powoli zsunęła kaptur. Oczom zebranych ukazała się dobrze znana tutejszym bywalcom burza lśniących w blasku ognia włosów i poorana zmarszczkami, oświetlona migotliwym światłem lamp twarz. Staruszka stała chwilę z zamkniętymi oczami jakby napawała się panującą atmosferą, zbierając siły na to, co miała zrobić. Wtem podniosła głowę i otworzyła oczy. Z ust zebranych wyrwało się westchnienie. Przenikliwe i świdrujące spojrzenie białych tęczówek omiotło cała salę. Każdemu zdało się, iż kobieta zajrzała głęboko w jego duszę. Chwilę dłużej okryte bielmem oczy zatrzymały się na młodym mężczyźnie, a potem uśmiechnęła się przelotnie i lekko zachrypnięty głos wypełnił izbę.

Witajcie o pierwszej godzinie nowego. Witajcie w czasie początku, w jedynym właściwym momencie do rozpoczęcia prawdziwych opowieści pierwszego świata; opowieści o pierwszej stworzonej z ciemności nocy i światła dnia...

II


Kończyła wiązać buty, gdy w zaroślach na brzegu polany usłyszała cichy trzask. Skarciła się w duchu za nieostrożność i przesunęła lekko prawą rękę, by dosięgnąć małego, czarnego ostrza. W spowitym nocną ciszą lesie powinna była wyczuć czyjąś obecność długo zanim byłaby w stanie usłyszeć kroki. Zastygła na chwilę, a potem uśmiechnęła się i rozluźniła. Schowała sztylecik z powrotem na miejsce i zawołała:
  • Nagra, możesz już wyjść i tak wiem, że to Ty.
Zza wielkiego krzewu leszczyny wysunęła się najpierw ogromna łapa, a zaraz za nią pysk z długimi kłami. Zwierz był wielkości kucyka, miał grubą i gęstą sierść odziedziczoną po swoich przodkach ze strony owczarków kaukaskich. Ilijana wybłagała go od dziadka. Jako wilczy mieszaniec miał być utopiony przez parobka. Jednak dziewczyna, która sama miała w sobie krew ludzi i leśnego ludu postanowiła za wszelką cenę ocalić zwierzę. Dzięki temu pozyskała wiernego towarzysza i obrońcę. Wytworzyła się między nimi dziwna więź, której nie rozumiał nawet staruszek. Ili wymieniała myśli z Nagrą, jak Obdarzeni między sobą. Kiedy zwierz zranił się w łapę, wpadając w sidła, dziewczyna przyspieszała gojenie rany. Umiejętności rozwijały się i staruszek wiedział, że niedługo dziewczyna będzie musiała wyruszyć w drogę, by nauczyć się panować nad nimi równie dobrze jak nad mocą umysłu, którą pomógł jej opanować. Niestety czas ten nadszedł zbyt szybko. Choroba przyszła znienacka, porwała w swoje sidła i nie puściła. Teraz leżał w swojej komnacie umierający. Postępując zgodnie z jego wolą Ilijana z ciężkim sercem opuściła pokój jedynego krewnego, zostawiając go sam na sam ze śmiercią i udała się na małą polankę. Tam wyciągnęła ze starego pnia przygotowane kilka dni wcześniej ubranie i zapakowany plecak. Zapadał zmrok, kiedy zmieniała szarą sukienkę na brunatną, bawełnianą koszulę i skórzane spodnie. Sprawnie zapięła dopasowaną kamizelkę i zasznurowała buty. Kiedy Nagra stanął koło niej, zostało jej tylko poprzypinanie pasów z paraliżującymi strzałkami i rurki do ich wystrzeliwania do prawego uda oraz z pochwy ze sztyletem na biodra. Nie zapomniała tez o swojej procy. Miała ją w plecaku razem z resztą stroju, maścią na otarcia, złotem i dwoma jej największymi skarbami: broszą mamy i pamiętnikiem dziadka. Ubolewała strasznie nad tym, że nie może wziąć swojego łuku.
Od opuszczenia posiadłości minęło niewiele czasu, ale w każdej chwili ktoś mógł zajrzeć do umierającego i spostrzec jej nieobecność. Możliwe, że już jej szukają. Czas działał na niekorzyść. Na szczęście było lato. Sprzyjała pogoda, bo chmury rzadko zasłaniały księżyc, umożliwiając uciekinierom odnajdywanie właściwej drogi. Odwróciła się tylko raz na szczycie wzgórza. Patrząc w stronę małych, złotych plamek błyszczących nad drzewami na skraju lasu, które jeszcze godzinę temu były oknami jej domu, powiedziała:
  • Dziadku, wyruszamy. Żałuję tylko, że Twoja droga i moja się nie pokrywają.
Otarła pojedynczą łzę z policzka i ze zwinnością leśnych przodków ruszyła w ciemność śladami kompana.

W tym czasie starzec samotnie leżący w swoim łożu zastanawiał się, czy odpowiednio wykonał polecone mu zadanie. Czas pokaże, czy jego nauki wystarczyły, by uzbroić to dziecko do misji, która ją czekała, a której nie była nawet świadoma.
Pamiętał dzień, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Ciemną, pochmurną noc rozjaśniały pojedyncze błyskawice. Mimo ulewy jedno okno na szczycie wieży nad skałami było szeroko otwarte. Pamiętał ten niesamowity widok otulonej w zwiewną czerwień sukni czarownicę. Kruczoczarne włosy miała przemoczone łzami deszczu. Z całej postaci biła rozpacz i nienawiść. Jej spojrzenie do dnia dzisiejszego nawiedzało go w koszmarach. A potem huk gromu i błyskawice odsłaniające okropny widok pokiereszowanego ciała. Dziecko nie mogło przeżyć, a jednak żyło. Musiał natychmiast otworzyć ciało kobiety, żeby je wydobyć. Deszcz je obmywał, płacz ginął w odgłosach burzy. Już wtedy powinien wiedzieć jaką ma moc, ale za bardzo zajęty był użalaniem się nad nieudolnością w ratowaniu matki. Pewnie zabiłyby go wyrzuty sumienia, gdyby nie kartka, którą znalazł następnego dnia. Czytał ją tyle razy, że każde słowo zdawało się wypalone w jego pamięci.

Chciałam go zabić. Zniszczyć jak innych. Był taki sam jak tamten. Pewny siebie, zawsze uśmiechnięty. Zdobył serca wszystkich kobiet w wiosce. I miał moc. Nie przechwalał się nią, nie musiał. Czuć ją było na kilometr. Zarzuciłam sieci i doprowadziłam do „przypadkowego” spotkania. Wszystko szło gładko. Zainteresował się mną od razu. Udawałam dawną siebie, bo wiedziałam, że to najlepsza strategia na takich ... Tak jak przewidziałam, zainteresował się mną od razu. Wszystko szło jak z płatka, no ale w końcu miałam już za sobą wiele takich historii. Aż do dnia, gdy trafiłam na dziwną staruszkę. Była niewidoma, ale widać mocy było w niej na tyle, że poruszała się wprawnie, zupełnie jak młódka w pełni sił witalnych. Głupia uparła się, żeby ze mną porozmawiać. Dzięki „prezentom” od poprzednich przyjaciół stać mnie było na wynajęcie małego pokoiku w gospodzie, na który nalegała. Gdy tylko tam weszłyśmy, zaciągnęła kotary i zamknęła drzwi na skobel. W ciemności jej oczy zalśniły białym blaskiem i zaczęła wieszczyć. Nie chciałam słuchać jednak głos wwiercał mi się w uszy. Przywołała moje dziecięce wspomnienia, obudziła płomyk dobra, który myślałam, że już dawno ugasiłam. Opowiedziała o przeszłości mojej aktualnej ofiary, o jego odrzuceniu i sponiewieraniu. I wreszcie na koniec usłyszałam historię o moim dziecku... O mojej jeszcze niepoczętej córeczce. Będzie cierpiała. Przed nią bardzo ciężka droga, bo to ona będzie Pierwszą. I Ty musisz ją do tego przygotować. Tak jak uczyłeś kiedyś, długo przed wyruszeniem w drogę na spotkanie, mnie. To Ty jesteś mędrcem z przepowiedni. W odpowiednim czasie odeślij ją do ojca. Tak, nie zabiłam go. Nie potrafiłam, zamiast tego zasnęłam, płacząc w jego objęciach, a rankiem odeszłam na poszukiwania Twojej samotni. Byłam w ciąży i znów zaczęłam czuć. Każdy dzień stawał się na nowo udręką. Mimo to udało mi się dotrwać do czasu, gdy nie tylko spotkaliśmy się, ale i dziecko było na tyle silne, że na pewno przeżyje. Czuję jej moc i chęć życia. Walczy ze mną, jakby wiedziała, co chcę zrobić. Ale wiem, że Ty zrozumiesz. Byłeś wtedy ze mną, a czytając moje wspomnienia będziesz wiedział, że nie mogę postąpić inaczej. Znając Ciebie, spaliłbyś ten pamiętnik bez czytania, dlatego zabiorę ze sobą tę stronę. Musisz to przeczytać, aby wiedzieć. Przekaż jej tyle, ile będzie musiała wiedzieć, ale nie pozwól na zemstę. Wybacz starcze.

Do spotkania w jedności z Gają
Pandora”

Jedna ze stron pamiętnika, który zaczęła pisać po tragedii, która odmieniła jej życie. Wyrwała ją i z nią chciała umrzeć. Dopiero po kilku tygodniach pomyślał, że jej pokój może kryć pozostałą część wspomnień. Znalazł go prawie od razu między jej ulubionymi książkami. Z jednej strony romans, z drugiej przerażająca historia pełna krwi i śmierci, a pośrodku spisana jej ręką opowieść o kilku miesiącach, o które pytał tysiące razy odkąd wróciła. Jego pragnienie poznania prawdy miało zostać zaspokojone, a on bał się. Poraził go strach przed tą mroczną częścią, którą tak skrzętnie ukrywała. Zabrał księgę do siebie i wpatrywał się w nią długo siedząc na łóżku. Wreszcie przemógł się i ją otworzył. Zanurzył się w morzu bólu, nienawiści i zemsty. Do tamtej chwili nie wiedział jak głębokie rany powstały w duszy jego podopiecznej. Jak bardzo zmieniła się pod wpływem tego jednego wydarzenia. Płakał. On – były mag bojowy - płakał jak dziecko. Tamtego dnia zdołał zmusić się do przeczytania ledwie jednej strony. Całość zajęła mu około miesiąca. Jej udręczona dusza nie mogła dłużej znieść życia. Zostało w niej tyle dawnej siebie, że chciała, żeby jej dziecko przeżyło i żeby było szczęśliwe. Jednocześnie nienawidziła je i kochała.
Od razu udał się do pokoju niemowlęcia. Mamka akurat skończyła ją karmić i mała spała. Miała ciemniejsza skórę niż ludzie, ale niewiele. Uszy tylko troszkę zaostrzały się ku górze. Na razie mało kto mógłby się domyślić mieszanego pochodzenia dziecka. I wtedy mała uniosła powieki. Te oczy stanowczo nie mogły uchodzić za ludzkie. Niestety pionowe źrenice są domeną kotów i leśnego ludu. Uczucia musiały odbić się na jego twarzy, gdyż mamka położyła rękę na jego ramieniu i powiedziała uspokajająco:
  • Proszę się nie martwić. Dziecko jest wyjątkowe, ale nikt z nas nie piśnie o tym słowa. Dziewczynka jest taka śliczna, a głupi miastowi gotowi by jej krzywdę zrobić.
Na to wspomnienie zaśmiał się. Niestety w jego stanie był to błąd. Zaniósł się kaszlem. Ból w piersiach nasilił się i stał prawie nie do zniesienia. Hałas zwabił gospodynię. Zdziwiona, że nie zastała z dziadkiem dziewczyny, dopiero po ponownym ataku zwróciła swoją uwagę na chorego. Skropiła olejkiem ściereczkę i podała mu do inhalacji.
  • A gdzież to panienka zniknęła?? Całe dnie przesiaduje tutaj i nagle znika bez uprzedzenia mnie?? Przecie panu mogło się co stać- powiedziała, gdy tylko kaszel ucichł.
  • Kazałem jej iść spać. Musi być silna, gdy mnie zabraknie.
  • Co racja, to racja... Taka wątła panienka, to każdy wykorzystać będzie chciał taką dziecinę. Ale dziwne, że mnie nie zawołała. Nie podobne to do panienki.
  • Niestety trochę się posprzeczaliśmy, więc prawdopodobnie to przez zdenerwowanie cię nie powiadomiła.
  • Skoro pan tak mówi. Przyślę tu zaraz dziewczę jakieś, żeby się panem zajęło.
  • Nie trzeba. Wystarczy, że ktoś będzie czuwał przy dzwonku.
  • Jak pan sobie życzy, choć gdyby to ode mnie zależało....- mówiąc wyszła.
Była cudowną dziewczyną. Prostą, niezbyt urodziwą, ale z ogromnym sercem. Najpierw była mamką Ilijany, potem jej opiekunką. Kiedy poprzednia gospodyni przestała dawać sobie radę z obowiązkami, zastąpiła ją i sprawdziła się w tej roli doskonale. Czasem było mu jej żal. Mężczyzna, któremu oddała serce i cnotę zostawił ją ciężarną. Synek niestety okazał się bardzo słabowity i zmarł kilka miesięcy po urodzeniu. Przelała całe swoje uczucie na Ili, chociaż nigdy nie zapominała o pochodzeniu i utrzymywała odpowiedni dystans. Teraz dziewczynka odeszła. Bał się, że serce gospodyni może tego nie wytrzymać. Niestety innego wyjścia nie było.
Wrócił do swoich rozmyślań o przeszłości. O szczęśliwych 12 latach z przyszywaną wnuczką. Spędzał z nią bardzo dużo czasu, gdyż wygnany na prowincję obowiązków nie miał praktycznie żadnych. Skupił się na odpowiednim przygotowaniu dziecka do przeżycia w trudnym świecie. Miał nadzieję, że jej matka się pomyliła, ale nie mógł ryzykować, nie spełniając prośby zmarłej. W związku z tym od 3 roku życia dziecko zaczęło treningi i naukę. Najpierw było to tylko kilka chwil w formie zabawy. Troszkę ruchu i słuchania o historii przeplatane ze sobą. Zabawy rozwijające umysł i pobudzające magiczną siłę. Wraz z rozwojem dziewczyny zajęcia coraz mniej przypominały zabawę, a coraz bardziej treningi. W wieku 6 lat dostała nawet swój pierwszy strój bojowy. Na zawsze zapamięta jej błyszczące szczęściem oczka i uśmiech, kiedy go wręczał. Zadbał o to, żeby chciała być wojowniczką. Nie stosował technik, których kiedyś używał na dzieciach mających zostać posłusznymi robotami Rady. Wtedy często działał wbrew sobie, wyrządzając nieodwołalne zmiany w umysłach młodych ludzi. Z tym dzieckiem postępował zupełnie inaczej. Po prostu zachęcał ją na wszelkie sposoby. Opowiadał ciekawe historie, w których głównymi bohaterkami były wojowniczki, chwalił za dobre wyniki. Iliana była do tego zrodzona i to było widać na każdym kroku, już od niemowlęctwa. Walczyła przecież od samego poczęcia o to, żeby móc się urodzić. Napędzała ją duma i upór, a to dobrze dla wojownika. Zwłaszcza jeśli towarzyszy im rozwaga. Miał nadzieję, że nie zagubi tego, kiedy przeczyta pamiętnik, który jej dał. Poza swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami, które spisał w formie listów do niej, umieścił tam dwie kartki z pamiętnika jej matki. Miał nadzieję, że kiedyś mu wybaczy, że nie pokazał ich wcześniej. Oby tylko nie przeczytała ich za wcześnie, żeby nie zakłóciły planu. Żeby tylko dotarła do Wielkiej Puszczy... W tym momencie poczuł straszny ból w piersi. Nie zdążył sięgnąć po dzwonek. W poświacie księżyca uformowała się świetlista postać.
  • Kim jesteś? - ledwie wykrztusił.
  • Nie poznajesz mnie starcze? - odpowiedział melodyjny głos w jego umyśle.
  • Niemożliwe...
  • Ci. Już nic nie mów, nie trzeba. Gaja wzywa.
Po chwili ucichło wszystko i udał się na spotkanie Wielkiej Matki.
Wiele kilometrów dalej czarna postać zastygła na gałęzi dębu. Poczuła delikatne ukłucie jakby ulgi i zaraz później pustki. Po policzku zaczęły płynąć łzy, a ona nie bardzo wiedziała czemu. Domyśliła się, że to dziadek odszedł i w ten sposób jego duch się z nią pożegnał, jednak to, co dotarło do serca, nie chciało pozwolić się objąć rozumem.
Dopiero wycie przyjaciela troszkę ją otrzeźwiło. Musieli iść dalej, a biegając po gałęziach, nie mogła pozwolić sobie na rozproszenie uwagi. Przetarła oczy i ruszyli w dalszą drogę. On miękko i ostrożnie stąpając po ściółce, a ona w koronie drzew. 


                                                                                                                                    CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz