poniedziałek, 12 listopada 2012

Chrzęst kości nocną porą

Dochodziła siedemnasta, a za oknem panował mrok. Noc wkradała się do domu, ale Daria po raz pierwszy od roku się nie bała i zamierzała sprawić, żeby tak zostało. Automatycznie poprawiła pasmo włosów opadające na oko i spojrzała na swoje odbicie w szybie. Zmusiła się, żeby nie odwracać wzroku. Nienawidziła tej bladej twarzy i pustych oczu; z zapadniętymi policzkami wyglądała całkiem jak zombi. Jeszcze niedawno była prymuską. Wtedy nie znosiła tego określenia, ale dziś chętnie znów by je usłyszała, jeśli oznaczałoby powrót do przeszłości.
– Jeszcze tylko sześć godzin. Wytrzymałaś rok, to i tyle dasz radę. – Odbicie skinęło głową.
Sprawdziła jeszcze raz, czy wszystko jest przygotowane i się położyła. Chciała zasnąć, ale wiedziała, że jej się nie uda – nie bez pastylki, a tej nie chciała brać w obawie, że zaśpi. Ustawiła budzik na piętnaście po jedenastej i zamknęła oczy. Od razu pojawiły się wspomnienia z nocy z pierwszego na drugiego listopada, ale tym razem nie próbowała ich powstrzymać. Postanowiła przypomnieć sobie każdy szczegół.
Padało od rana. Miała nadzieję, że do wieczora przestanie, a nawet jeśli nie, to i tak nawet nie pomyślała o tym, że mogłaby przerwać wieloletnią tradycję. W końcu od czegoś są parasolki. Jedną ukryła w szufladzie z bielizną, żeby była pod ręką na wszelki wypadek. Znicz, kurtka i kozaki bezpiecznie czekały w szafie. Nawet nie zapomniała wrzucić do kieszeni zapałek i kluczy. Nie mogła się doczekać. Cały dzień spoglądała w okno i pisała z przyjaciółkami. Wydawały się lekko zniechęcone pogodą, ale przygotowywały się do nocnego wyjścia. Niestety wieczorne światło latarni dalej ukazywało strugi deszczu. Daria trochę się skrzywiła na myśl o zimnych kroplach, ale zaraz pocieszyła się myślą, że może dzięki brzydkiej pogodzie uda się im być samym na cmentarzu i to całkiem poprawiło jej humor. Od razu po kolacji poszła się wykapać i zamknęła się w pokoju. Zwykle czytała przed snem, a kładła się też wcześnie, więc nie było w tym nic dziwnego. Leżała z książką, aż rodzice poszli do siebie. Szybko się ubrała i napisała, że wychodzi. Zaniepokoiła się, nie widząc odpowiedzi od przyjaciółek, ale pomyślała, że się pewnie zbierają i nie widziały wiadomości. Doszła na miejsce spotkania i stamtąd napisała kolejnego sms'a. Po pięciu minutach odpisała Karolina za nie obie, że nie idą. Daria była wściekła. Nawet nie chodziło o to, że nie napisały jej o tym wcześniej. Uwielbiała ten ich mały rytuał. Znały się od szóstego roku życia, ale zaprzyjaźniły się dopiero w wieku jedenastu lat właśnie na cmentarzu. Każda z nich wpadła na pomysł zapalenia wieczorem znicza na grobie, na którym żadnego nie było. Wszystkie trzy pojawiły się o tej samej godzinie z rodzicami przy tym samym pomniku i od tamtej pory robiły większość rzeczy razem. A co roku spotykały się by zapalić trzy znicze dla zapomnianego umarłego, którego nie znały nawet nazwiska, bo tabliczka dawno zaginęła. A tym razem patron ich przyjaźni miał dostać tylko samotny znicz.
Ruszyła samotnie. Rzeczywiście wydawało się, że pogoda odstraszyła wszystkich poza nią, ale nie bała się. Jej mama zawsze powtarzała, że trzeba bać się żywych, a nie umarłych. Właściwie to na cmentarzu czuła spokój. Atmosfera wiecznego snu ją uspokajała. Tak było i tej nocy. Z każdym krokiem złość mijała, aż w końcu na jej dziecięco jeszcze zaokrąglonej buzi pojawił się uśmiech. Zamknęła parasol i spojrzała w czerń nieba.
– Cześć, nie powinnaś się włóczyć o tej porze sama po cmentarzu. – Głos był przyjemny i znajomy, a jednak ją przeraził.
– Cześć. Nie jestem sama.
– Nie? A z kim? – Postać wynurzyła się z mroku i Daria rozpoznała starszego chłopaka ze szkoły.
– To znaczy zaraz nie będę sama. Czekam na przyjaciółki.
– A no tak. Aniołki Charliego zawsze razem.
– Kto?
– No wy. Tak was nazywamy z chłopakami, bo zawsze wszędzie jesteście we trzy.
– Aha.
– To może z tobą poczekam?
– Nie no nie musisz.
Ale czekał. Przechadzali się między grobami i rozmawiali do pierwszej, aż doszli pod grób, na którym miała zapalić znicza. Potem, ku jej wielkiemu zaskoczeniu, zaproponował, że chętnie odprowadzi ją do domu. Zgodziła się i to był jej największy błąd. Ruszyli krótszą drogą przez pola, ale, gdy tylko znaleźli się z daleka od latarni, wciągnął ją w krzaki. Był sporo większy od niej, więc bez problemu ją unieruchomił. Wyciągnął nóż i rozciął legginsy. Zaraz w ich ślady poszły majtki, którymi ją zakneblował. Próbowała kopać, ale na nic się to nie zdało. Wbił się w nią mocno i brutalnie. Bolało jakby ją ktoś rozdzierał na pół. Nie czuła nic poza tym, jakby cały świat skurczył się do wbijającego się w nią ostrza. Widząc, że przestała walczyć, rozpiął jej kurtkę i rozciął sweter na wysokości piersi. Zdążył je ścisnąć parę razy zanim poczuła jak wbija się w nią jeszcze mocniej. Poruszył się jeszcze raz czy dwa i wysunął z niej. Otrzepał spodnie, wyrzucił coś w krzaki i krzyknął coś w rodzaju „dzięki, mała”. Płakała. Leżała bezsilnie i płakała.
Deszcz przestał padać, a ona podniosła się i ruszyła z powrotem na cmentarz. Każdy krok sprawiał ból, ale brnęła dalej. Na opuszczonym grobie jej znicz zgasł. Upadła. Czuła się taka pusta i martwa. Musiała stracić przytomność. Obudził ją delikatny dotyk na odsłoniętej piersi. Przez sen strzepnęła jakby gałązkę, ale ta powróciła z dziwnych chrzęstem na miejsce. Z trudem otworzyła oczy. Dalej była noc, a latarnia oświetlała coś białego drapiącego jej lewy sutek. Chciała przetrzeć oczy, żeby lepiej widzieć, ale okazało się, że jej ręce są unieruchomione. Po obu stronach, trzymając ją za nadgarstki, klęczały dwa szkielety. Przerażenie zaparło jej dech. Spojrzała w dół i zobaczyła na swoich niewielkich, dziewczęcych piersiach paliczki dwóch dłoni. Jak zahipnotyzowana uniosła głowę nieco wyżej i ujrzała zabłoconą, nagą czaszkę na wysokości jej krocza. Chciała krzyknąć, ale z jej ust uleciał tylko ochrypły skrzek. Zachrzęściły kości, a razem z tym odgłosem paliczki poruszyły się. Drapały stojące od zimna sutki, a przesunęła się niżej. Coś zimnego i twardego przejechało po jej zmaltretowanym ciele. Poczuła coś, jak ciepło oddechu, a potem znów był tylko ból. Zemdlała.
Obudziła się w domu w piżamie. Obok poduszki leżały okrwawione legginsy, a każdy ruch był agonią. Poszła do łazienki, żeby się umyć. Przeżyła szok, gdy nie znalazła żadnych obrażeń. Nie było otarć, ran, nawet zaczerwienienia. Wszystko mogłoby być snem, gdyby nie ból i te legginsy. Nie powiedziała nic nikomu, chodziła tylko zszokowana i nieprzytomna. Wreszcie wieczorem była już przekonana, że to musiał być sen, a ból jest wyimaginowany. Niestety o północy wrócił koszmar. Obudził ją delikatny hałas. Bała się go, ale nie wiedziała dlaczego. Dopiero widok poruszających się w ciemności kształtów przywrócił pamięć. Kości znów zachrzęściły i ponownie została zgwałcona przez szkielety. Od tamtej pory przeżywała to co noc. Próbowała spać w dzień, z rodzicami w sypialni, u koleżanek – kości wszędzie ją odnajdywały, ale dziś zamierzała zrobić coś, żeby z tym skończyć.

Budzik zadzwonił, więc się ubrała i ruszyła na cmentarz ze swoim zniczem. Tym razem dziewczyny jej nie zawiodły, widziała ich sylwetki z daleka. Dawno z nimi nie rozmawiała, więc zapytanie o nocną wyprawę na cmentarz potraktowały jak gałązkę oliwną. Zgodziły się nawet na małe zmiany. Spotkały się przy krzakach, w których wszystko się zaczęło. Tam, nieświadome niczego, zapaliły znicze i ruszyły do starego, ciemnego grobu. Na miejscu ustawiły znicze, pomodliły się, a Daria wyciągnęła wino. Zdziwione przyjaciółki napiły się, ale ona sama swoją porcję wylała na ziemię. Dziewczyny były zgorszone, chciały wracać, ale ona je zatrzymała. Poprosiła, żeby usiadły na ławeczce i opowiedziała, co jej się przydarzyło. Mówiła powoli, czekając, aż doprawione lekiem nasennym wino zacznie działać. Potem ułożyła pogrążone we śnie koleżanki przy grobie i nacięła dłonie. Gdy krew dotknęła płyty nagrobka, poczuła lekkie drżenie ziemi i zimno, którym towarzyszył chrzęst. Znikąd pojawiły się kościste dłonie i zamknęły wokół nadgarstków nieprzytomnych. Widziała jak szkielety rozpinają kurtki i zsuwają spodnie dziewczynom, a potem odwróciła się i odeszła. W pokoju rozebrała się do naga i po raz pierwszy od roku spokojnie zasnęła.

6 komentarzy:

  1. Już od jakiegoś czasu odwiedzam twojego bloga, lecz dopiero teraz postanowiłem (odważyłem) wypowiedzieć się na temat twojej twórczości.
    Zacznijmy od tego, że nie jestem alfą i omegą, nie jestem kimś, kto dzięki swoim tekstom osiągnął cokolwiek. Jestem zwykłym amatorem, który stara się przelać swoje myśli i pragnienia na papier. Dlatego proszę, abyś potraktowała moje porady i komentarze jako coś, co pomoże ci udoskonalić swój warsztat.

    Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to określenie „zombie” - „...z zapadniętymi policzkami wyglądała całkiem jak zombi.” Dlaczego uważam to za błąd? Już wyjaśniam: po wysypie filmów z Zombie (Braindead, Resident Evil, Dawn of the Dead i wielu innych) kojarzą nam się one z potwornie okaleczonym żywym trupem, który biega, skacze, czy nawet potrafi współpracować ze swoim gatunkiem, by osiągnąć zamierzony cel. I chociaż „Zombie” i „Żywy trup” to teoretycznie to samo, to jednak gdy pomyślimy o tym drugim, to na myśl przychodzi nam potwornie wychudzony człowiek z podkrążonymi oczami, szpiczastymi, kościstymi palcami, czy wystającymi żebrami zasłoniętymi cienką niczym pergamin skórą.

    Teraz, dla odmiany, przyczepię się do prowadzenia akcji. Na początku jest wszystko ładnie, pięknie, lecz po chwili cała opowieść niesamowicie przyśpiesza: „myk, myk, krople deszczu, przyjaciółki, sms, cmentarz.” Brakuje mi tam głębszych, PRAWDZIWSZYCH, odczuć głównej bohaterki. Tak samo jest przy scenie gwałtu; chociaż jest to ciekawie opisane, odniosłem wrażenie, że całe „przedstawienie” nie trwało dłużej niż dwie minuty, a dla niej nie było to nic ważnego, bo oprócz kopniaków nie stawiała większego oporu. Według mnie, powinnaś to opisać z perspektywy tej dziewczyny, a nie jako obserwator czający się w krzakach, który beznamiętnie przygląda się scenie gwałtu. Chociażby „Czuła ostry odór jego ciała, czuła na sobie jego oddech, który zdawał się plugawić jej ciało bardziej niż ostrze wbijające się w nią z tak wielką furią...” Cóż... myślę, że troszkę przesadziłem, przecież nie miałaś zamiaru napisać „Fifty Shades of Grey” czy innego porno opowiadanka. Jednak takie określenia pomagają nam (czytelnikom) wczuć się w opowiadanie i poczuć te emocje, którymi emanują (lub powinni emanować) bohaterowie. Pamiętaj, że pisząc brutalne opowiadania, w którym śmierć, gwałt i zło jest wszechobecne, nie możesz poświęcać im tak mało czasu.

    Brakuje mi też opisów krajobrazu. Cmentarz kojarzy nam się z upiornym miejscem, gdzie zmarli stają się pożywką dla robaków, las krzyży, złowieszczo oświetlonych przygasającymi zniczami, wywołuje u nas gęsią skórkę. „Właściwie to na cmentarzu czuła spokój. Atmosfera wiecznego snu ją uspokajała.” Twoim zadaniem, jako autorki, jest przekazać twój świat w każdy możliwy sposób; musisz nam pokazać jego wygląd, smak, czy nawet zapach. Ja nie czułem tej „atmosfery wiecznego snu”

    Zakończenie.
    Droga Pandoro, jesteś autorką opowieści grozy, i nie bój się myśleć o sobie w ten sposób. Nie myśl, że „takie lub inne” określenie czegoś jest nie na miejscu, że brzmi to niedorzecznie czy zwyczajnie nie pasuje. Ty jesteś panią twojego świata, i ty decydujesz jaki on będzie. Nie bój się bawić w Boga, w twojej powieści, twoim świecie, jesteś Nim. Życzę ci, aby następne opowiadanie wgniotło mnie w fotel i żebym (przepraszam za wyrażonko) zesrał się w gacie ze strachu. „Chrzęst kości nocną porą” był dla mnie niczym przeminęło z wiatrem; na końcu ziewnąłem z nudów i wydychając powietrze wszystko przeminęło...

    Z wyrazami szacunku
    Smoker (amator, który popełnił i wciąż popełnia te same błędy co ty)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) Nawet nie wiesz, jak mnie ucieszył Twój komentarz. Właśnie takich wypowiedzi pragnęłam umieszczając moje opowiadania w sieci. Ciągle się wprawiam, ćwiczę i dlatego potrzebuję informacji zwrotnych, subiektywnych odczuć czytelnika.

    Zgadzam się, że za mało u mnie opisów krajobrazu, miejsc, czasem nawet postaci. Zwyczajnie sama w książkach ich nie lubię ^^. Moja wyobraźnia ze skrawków szybko odtwarza całość, ale pracuję nad tym. Tak samo staram się usunąć wygładzanie na siłę wydarzeń. Mam tendencję do trywializowania w pewien sposób brutalności i okropieństw z moich opowiadań. Jestem idealistką i podejrzewam, że to miedzy innymi dlatego zapominam, że świat spokojnie zniesie nawet najgorszy obraz z mojej głowy.

    Nie zgodzę się jednak z uwagą o zombie, bo mi właśnie w tej formie (bez e na końcu) właśnie pasuje. Tak kolokwialnie, nastoletnio nadużyte słowo angielskie.
    Zwróciłeś też uwagę na scenę gwałtu i jej uproszczenie. Właściwie ten gwałt rzeczywiście trwał może ze dwie minuty. Kilka pchnięć i już po wszystkim. Nie chciałam się w to wydarzenie za bardzo zagłębiać, mimo że to był taki punkt zwrotny.

    Postaram się, żeby następne opowiadania przynajmniej Cię nie uśpiły.

    Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam
    Pandora

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak jakichkolwiek komentarzy (pozytywnych czy negatywnych) dotyczących tekstu, nad którym męczyłaś się miesiąc, może więcej, potrafi potwornie obniżyć wiarę we własne umiejętności. Jest to okropnie demotywujące i w skrajnych przypadkach autorzy i artyści, którzy chcieli podzielić się ze światem swoją sztuką, odnoszą mylne wrażenie, że ich ciężka praca i trud poszły na marne. Wielu z nich zwyczajnie rezygnuje z dalszych prób, a jestem pewny, że straciliśmy w ten sposób chociaż jednego następcę Stephena Kinga.
    W całym tym ocenianiu twojej pracy i wytykaniu błędów, zapomniałem napisać o najważniejszym: Podoba mi się twoja twórczość! Może nie brzmi to jak najlepszy komplement na świecie, ale mi jest naprawdę ciężko dogodzić :) Gdybym uważał, że nie stać cię na nic lepszego, to nie marnowałbym na ciebie czasu.

    Gdy zaczynałem swoją przygodę z pisaniem (ach! Teraz jestem Wielki Pan Pisarz!) powiedziałem sobie, że nigdy nie będę opisywał krajobrazu, nie lubię tego i według mnie, jest to strata czasu, przecież można by zapełnić kartki czymś innym, lepszym. I w ten sposób powstał mój pierwszy tekst: Łowca Dusz. Były tam wyprute flaki, zdekapitowane ciała, zmasakrowane twarze, odcięte kończyny i zalążek fabuły. Problem polegał na tym, że były tam znikome opisy miejsca akcji – tak jak miało być. Ale okazało się, że oprócz brutalnej przemocy, mój tekst nie oferował nic więcej, mówiąc prostymi słowami, był zwyczajnie do dupy. Dopiero po czterech przeróbkach udało mi się uzyskać zadowalający efekt, głównie dodałem tam dokładniejsze opisy (i epitety, wtedy jeszcze nie wiedziałem co to w ogóle jest epitet). Dzięki temu „Łowca...” zyskał na wiarygodności, stał się czymś lepszym. Teraz, po dziesięciu miesiącach i setkach stron zapisanych od czasu powstania Łowcy Dusz, widzę, jakie błędy w nim popełniłem i jak bardzo się wtedy myliłem. Wiem dobrze, że całkowicie zdajesz sobie sprawę z tego, jaką potęgę mają w sobie dokładne opisy, lecz i tak pozwolę sobie na jeden przykład.
    1. „Wioska rybacka na wschód od rzeki Mekong wyglądała na opuszczoną, stare domy z desek ledwo opierały się podmuchom wiatru. Na zachodnim krańcu wioski znajdował się jeden budynek, który wyróżniał się na tle pozostałych nie tylko jakością wykonania, ale też tym, że dochodziły z niego dźwięki rozmowy.”

    Jest to sam początek mojego pierwszego rozdziału. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Mamy tutaj starą, opuszczoną wioskę, w której nie powinno być żadnych śladów życia.

    2. Stara wioska rybacka skąpana była w ciemnościach, których nawet nikły blask gwiazd nie był w stanie rozproszyć. Gliniane domy, wzmocnione zbutwiałymi deskami, ledwo opierały się podmuchom niszczycielskiego wiatru, który niczym ponury wilk dmuchał w nie i chuchał, by w końcu zrównać je z ziemią. Na zachodnim krańcu wioski znajdowały się zgliszcza domów mieszkalnych, w których niejedno pokolenie dokonało swego żywota. Tuż obok nich stał jeden budynek, który wyglądał, jakby został wyrwany z innego świata, miejsca, w którym tej wioski nigdy nie spotkał tak przykry koniec. Dom ten zbudowany był z czerwonych cegieł ściśle przylegających do siebie, zapewniając mu ochronę przed najsilniejszym wiatrem. Spadzisty dach, wykonany z najlepszych gatunkowo desek, zapewniał doskonałą osłonę przed niszczycielską silą deszczu. Z tej małej fortecy, w zapomnianej przed Boga wiosce, wydobywało się słabe światło lamp naftowych i cichy szept mężczyzn.

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisałem to na szybko, więc nie jest to jakieś zniewalające. Przeczytaj to dokładnie. Mamy prawie dokładnie ten sam opis, te same budynki, tą samą wioskę, lecz jest w tym coś, czego nie ma w poprzednim tekście: widzimy tutaj dokładniej, że to osada, którą w niedalekiej przyszłości czeka ponury koniec. Pamiętaj, że książki(powieści, opowiadania, nawet te internetowe) nie są filmem, nie wyświetlają obrazów przed twoimi oczyma; książki tworzą swój świat w umyśle czytelnika i twoim zadaniem jest stworzenie (niekoniecznie wiarygodnego) żywego świata.
    Skoro już wspomniałem o filmach, podam ci parę przykładów książek wyświetlanych na ekranie telewizora.
    1. Fight club. Co sprawiło, że jest to jeden z najlepszych filmów wszech czasów? Otóż według mnie, jest to mistrzowskie przeniesienie książki na ekran, z zachowaniem zasad opowiadania. Mamy tutaj narratora, który dba o to, by widz się nie zagubił, lecz nie prowadzi on też za rączkę. Nie potrzebujemy opisów krajobrazu, ponieważ wyświetla on się na naszych telewizorach. Oczywiście jest też bardzo interesująca fabuła, czysto książkowa, oraz nieoczekiwane zwroty akcji. (Jeżeli czyta to jakiś fan filmu, to przepraszam za złamanie pierwszej zasady:/ )

    2. Sin City. Tak samo jak wyżej. Główni bohaterowie są też narratorami. Wszystko jest tak samo jak w Fight Club, za wyjątkiem krajobrazu (to cię powinno zainteresować, o ile nie oglądałaś tego filmu) Sin City jest czarnobiały. Jedynie ważniejsze elementy, jak krew czy kolor oczu niektórych postaci, mają swoje kolory(niekoniecznie czerwone). I to właśnie jest idealny przykład tego, że odpowiednio akcentując pewną cechę, można uzyskać niesamowity efekt; nie trzeba w Kingowym stylu opisywać biedronki na trzecim planie przez trzy kolejne strony, wystarczy napisać, że ona tam jest i wyróżnia się czymś na całym tle. To wystarczy, naprawdę.

    Podejście do świata i doświadczenia życiowe.
    Świat spokojnie zniesie najbrutalniejsze, najbardziej obrzydliwe, odrzucające myśli i twórczość ludzką, ponieważ świat widział więcej zła, niż jakikolwiek pisarz czy artysta jest w stanie wymyślić. To powinno być (a może jest? Kto wie...) mottem każdego artysty. Kropka.
    Ważniejszą sprawą są doświadczenia życiowe. Ja osobiście nie wyobrażam sobie człowieka, który całe życie spędził pławiąc się w luksusach, podcierając dupę jedwabną chustą, i nagle zachciało mu się pisać o przemocy, której nie zna. Jak można wpleść własne emocje w tekst, jeżeli te emocje nigdy w tobie nie istniały? Czy ktoś jest w stanie opisać uczucie bezsilności, jakie towarzyszy przy trzymaniu na rękach umierającego człowieka, którego wiesz, że nie jesteś w stanie uratować? Przeklinasz swoją bezsilność i zło tego świata, przeklinasz wszystko co tylko możesz, lecz wszystko co naprawdę możesz zrobić, to patrzeć prosto w oczy tej istoty i przyglądać się, jak gaśnie w niej życie, tylko to możesz naprawdę zrobić. Jeżeli ktoś tego nie przeżył, nigdy nie opisze tego w sposób, w jaki powinien to zrobić. Chociaż może zrobić to naprawdę wiarogodnie, lecz nie zgodnie z prawdą. Nie wiem czy jest to częsty problem artystów, raczej nie, ponieważ ktoś, kto zaczyna pisać o brutalności świata, musiał tego doświadczyć na własnej skórze. Posłużę się tutaj kolejnym przykładem: (staram się pisać o czymś, co znasz, żeby łatwiej ci było mnie zrozumieć) Anne Rice i Kroniki wampirów. Lestat i Armand (a już najbardziej Louis) byli bardzo ludzcy, jak na wampiry. Kierowała nimi ludzka pycha, ludzka miłość, ludzkie cierpienie i ból. Za dużo ludzi w istotach, które uważały się za lepszy gatunek. Pani Rice nie była w stanie opisać prawdziwego wampira, ponieważ nigdy takiego nie widziała, ale za to znała ludzkie emocje. Stworzyła więc własny gatunek krwiopijcy (a zrobiła to cholernie dobrze) lecz nie zawsze wytwór naszej wyobraźni odnosi taki sukces.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zombi(e)
    W tym przypadku chodziło mi o bardziej ogólne pojęcie. Częścią mojego research'u było poznanie ludzkich skojarzeń. Gdy napiszesz: „Tropili ich niczym Bloodhoundy” nie każdy człowiek wie, że chodzi o angielskie psy gończe. Lecz jeżeli napiszesz po prostu: „Tropili ich niczym psy gończe” to każdy wie o co chodzi. Kolejny ciekawy przykład: Wiesz czym jest jamraj pasiasty? Tego prawie nikt nie wie, lecz jeżeli napiszesz Crash Bandicoot, lub prościej: lisek zbierający jabłka, to zorientowani ludzie zrozumieją od razu (chociaż ty możesz być za młoda, żeby pamiętać tą kultową grę na psx).

    Zasługujesz na przeprosiny za moje „przeminęło z ziewnięciem”. Chciałem zakończyć swoją wypowiedź z takim wielkim „Bum”, tylko dlatego tak napisałem :D
    Mam wielką nadzieję, że moje przydługie komentarze okażą się choć odrobinę pomocne i nie przeklniesz mojej duszy, gdy zobaczysz tą ścianę tekstu.


    Jak zwykle, z wyrazami szacunku
    Smoker (aka Wall of Text master)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha ha ha ha :D Nie mogłabym Cię przekląć z wielu powodów, a już przede wszystkim dlatego, że widzę wiele prawdy w Twoich komentarzach. I jestem zwolenniczką takich ścian, motywują mnie. Są najlepszym komplementem i motorem napędowym. Dały mi sporo do myślenia oraz pomysł na nowe opowiadanie, ewentualnie przemodelowanie jednego, które już zaczęłam.

    Z dwóch filmów, które przytoczyłeś oglądałam tylko Sin City. Spodobało mi się właśnie przez tę wyjątkową kolorystykę. Była taka przemyślana i znacząca. Lubię rzeczy wyjątkowe, wnoszące coś nowego nawet jeśli nie ogólnie dla świata, to chociaż do mojego życia.

    Tak, świat zniesie bez zająknięcia, a może nawet bez mrugnięcia okiem najbrutalniejsze i najbardziej obrzydliwe rzeczy. Ale to autor musi spojrzeć najpierw tym demonom w oczy, zaakceptować je, zrozumieć.

    I teoretycznie nie jestem za młoda, by znać tą grę, ale jej nie znam :) Po prostu zapewne grałam w coś innego.

    Ziewnięcie wybaczam. Na bank zmęczony byłeś i to wszystko dlatego ;D

    Pozdrawiam i przeklnę, jeśli pod przyszłymi tekstami przynajmniej kawałka takiej ścianki nie zobaczę :)

    Pandora

    OdpowiedzUsuń